sobota, 15 października 2016

Rozdział XIX

No cóż, jak widać dałam trochę ciała z regularnością. Sama nie wiem, czemu. Trochę już tutaj siedzę z tą historią. Zastanawiam się, jak by to było już ją skończyć. I czuję się dziwnie, kiedy o tym myślę.
Jest tu kto?

***

Głowa. Bolała.
Brzuch Bartona rozrywały mu od środka skurcze niemożliwe do opisania. Krew musiała wymieszać się z czymś wodnistym. Może, ze względu na brak wrażeń dostał kataru w tym postalinowskim bunkrze? W każdym razie cała twarz i gardło mu się lepiły, gdy podrywał leciutko głowę.
Czaszka pulsowała. Nie miał pewności, czy będzie miał siniaki, czy też guzy, a może ta suka już tym drewnianym pudłem rozcięła mu skórę na głowie i skończy się na szwach. Miał wrażenie, że zaraz cały posiłek, jaki ostatnio jadł, wyląduje na podłodze.
(Chwila, czy ja właśnie nazwałem Nat suką? Nawet przy naszym pierwszym spotkaniu nie byłem tak wyrozumiały…)
- Już? Obudziłeś się? – Jej uśmiech, nawet tak nikczemny i promienisty przebudził w nim nadzieję. Rzadko udawało mu się nakłonić ją do uzewnętrzniania swoich emocji, ale pamiętał te niecodzienne chwile, gdy udawało mu się przełamać ten biały, niezdradzający nic wyraz jej twarzy. – Sprawiłeś mi sporo problemu. Ale jestem nieustępliwa.
Znów otrzymał kolejny, trzeźwiący cios w nasadę nosa, który sprawił, że poczuł się jeszcze gorzej, a jego zatoki dostały choroby morskiej, od której i jemu zrobiło się niedobrze. I prawdopodobnie miała z tym coś wspólnego następna fala krwi, wypływająca mu z nozdrzy oraz wypełniająca usta, jak błoto.
- Przestań do diabła! – warknął na nią w końcu, gdy nie mógł skupić wzroku na czymkolwiek. Tracił wyczucie w palcach i miał wrażenie, że posiniały mu z zimna. Posadzka pod nim była upstrzona drobnymi kroplami krwi. Natasha stała przed nim i wpatrywała się w niego. – Nic ze mnie nie wyciągniesz, pogódź się z tym, Nat! Nie wiem, jak bardzo cię zmienili, ale musisz chociaż coś kojarzyć. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko ja wiem, kiedy naprawdę masz urodziny; tylko ja wiem, że najpierw wyjadasz z babeczek krem. Wiem, że nigdy nie chciałaś mieć kota, ale jak przypałętał się jakiś bezdomny, ty go przygarnęłaś. Wiem, czemu nazwałaś go Licho. Wiem, że pomyślałaś wtedy, że błądzenie jest tym, co was łączy. Wiem, kiedy dajesz sobie spokój, a kiedy walczysz, póki nie poczujesz, że umierasz. Twoje opowieści o Alexie Shostakowie znam na pamięć i – do kurwy nędzy – przykro mi, że nie dał ci nic; nie zostawił nawet zdjęcia. I trochę mi cię szkoda, jak tak na ciebie patrzę, że cała historia zatoczyła koło.
Kiedy patrzył jej w oczy, gdy odchodziła, widział, jak ją przeraził. Co musieli jej zrobić? Jak musieli ją torturować? Jak nieludzko zniszczyć jej świadomość, którą znów będzie musiała powoli odbudowywać, żeby się nie pogubić?

Miał tylko nadzieję, że nie planowała teraz, jak się go pozbyć.
Clint przesiedział w pustym pokoju spory czas, póki nie zdał sobie sprawy, że Natasha naprawdę wyszła i nie próbuje go przestraszyć. I nie ma na celu zaraz wpaść, by dalej go terroryzować. Wtedy naprawdę mocno wziął głęboki oddech, że aż poczuł, jak napina dłonie przykute do krzesła. I szybko pozbył się nadmiaru dwutlenku węgla, siłą powstrzymując szloch zrodzony gdzieś w czeluściach jego gardła, poza jego świadomością. Opadł też na oparcie krzesła. Mięśnie, z których nagle zeszło całe napięcie aż zadrżały z wyczerpania.
Przyszło mu do głowy, że przydałaby się pomoc Skye. Ale z drugiej strony nie pozwoliłaby mu tak ryzykować i schować się do bagażnika.
Gdyby udało mu się teraz znaleźć telefon i zadzwonić do Starka, to musiałby się tylko potem gdzieś zaszyć na kilka godzin, a potem… Nie. Do diabła, chyba byłby głupi, gdyby pomyślał, że to by faktycznie się udało. Wykryją go w parę minut po ucieczce. Poza tym ci goście chyba nie przepadają za zabawą w chowanego.
(Chwila, pomyślmy teraz szybko. Jakie mam jeszcze opcje?)
Powiedzmy, że tu ktoś się pojawi. Jak już Rosjanie się zniecierpliwią, to będą chcieli go szybko załatwić bez echa. Załatwią go szybko. Możliwe nawet, że za chwilę ktoś po prostu otworzy drzwi i wypali mu w tył głowy. (No dobra, to najgorszy scenariusz)
Trzeba jak najusilniej próbować przebudzić w Natashy kogoś, kim była. Ostatecznie zostaje jeszcze po prostu rzucić się jak ostatni kretyn na jakiegoś uzbrojonego strażnika i trochę przerzedzić tutejsze szeregi Rosjan. To wymagałoby też sporego zaangażowania, ale mógłby przekonać do pomocy Vostokoff. Tak po starej znajomości. Na pewno jest zazdrosna, że Natasha stawia na swoim i jest tak świetnie wykwalifikowaną i wytrenowaną agentką operacyjną, więc będzie chciała się jej, powiedzmy, pozbyć. Kobiece intrygi jeszcze nigdy nie były Bartonowi aż tak na rękę.
Wykorzystanie zdobytych kiedyś informacji o nieformalnym związku Nat z Shostakowem stanowiło łatwy sposób do poruszenia agentki. Ale takie psychiczne znęcanie się skutkowało utratą kontroli nad Natashą, jej myślami i reakcjami. Szczególnie nad tym ostatnim. W chwilach trudnych zwykle przecież reagowała, tym co znała najlepiej – przemocą.
Pamięć Natashy cofnięto do czasów, gdy jeszcze nie miała żadnych wątpliwości i była bezwzględnym radzieckim szpiegiem, gotowym zrobić wszystko i uwierzyć we wszystko, co powie oficjel z czerwoną gwiazdą na nakryciu głowy. Nie wiedziała zatem o niczym, co wydarzyło się po jej zwerbowaniu do szeregów SHIELD. Oczywiście, utracone wspomnienia mogły do niej powrócić, ale do tego potrzebny byłby szok.
Ivan. To był sekret, którego nie podałaby w żadnych aktach. Zresztą wywiady raczej nie szukają aż tak głęboko, a do tego, co właściwie łączyło Natashę i Ivana nie mogli się dokopać, bo nie było na to żadnych dowodów. Nawet gdyby Natasha była przesłuchiwana, to próbowałaby zachować tę część siebie i ukryć ją przed swoimi dowódcami i okiem KGB.
Z pewnością już nią trochę zatrząsł, ale teraz nie da mu możliwości tak długo do siebie mówić. Będzie próbowała go uciszyć. Musiał więc postawić na minimalizm albo krzyczeć od samego wejścia.

Po godzinnej przerwie wróciła, uśmiechnięta i spokojna.
- No dobrze, więc zaczniemy od nowa. – Była znacznie pewniejsza, co oznaczało, że musiała się w międzyczasie sporo dowiedzieć. Informacje czyniły z ludzi skurwieli, którzy patrzą z satysfakcją, jak się potykasz, błądząc w ciemnościach. Wyciągnęła do niego pustą dłoń, tak jakby oczekiwała, że Clint zaraz zrzuci łańcuchy i uściśnie ją. – Jesteście niewychowani. Kiedy ktoś podaje ci rękę, należy się przedstawić. – Patrzyła na niego z wyższością, a gdy nadal trzymał uparcie język za zębami, uderzyła go grzbietem dłoni w kość policzkową. Obeszła dookoła jego krzesło. – Nie proszę o wiele. Imię, nazwisko, cel wizyty i to wystarczy na początek. – Poczuł na karku jej żrące niczym kwas spojrzenie, jednak nie podniósł wzroku. Starał się w większości nie myśleć, że znał Natashę tyle lat i że to, co z nią teraz zrobili, przerażało go. I to bardzo. Ale powtarzał sobie jak zawsze z uporem jak osioł kilka istotnych słów (to nie Natasha, od razu widać – co musieli jej zrobić – nie muszę jej nic mówić, bo Nat by to wszystko wiedziała. A jak? Intuicyjnie, cholera…) i było mu jej żal. Przypominała mu sadystyczną nauczycielkę, stojącą nad nim z linijką, patrzącą mu na ręce z pełną dezaprobatą. Westchnęła. – Jeśli chcesz zacząć od imienia tej zdrajczyni, która jest twoją przyjaciółką, to też chętnie posłucham. Jak ona tam miała? Natalia Romanowa?
To zupełnie zbiło Bartona z pantałyku. Podniósł wzrok na agentkę i jej pełen zadowolenia uśmiech.
Oczywiste wydało mu się teraz, że cała sytuacja jest zaaranżowana z góry, że ktoś manipuluje nimi, jak kukiełkami, mając w dłoni scenariusz. Że jest to chore przedstawienie ku uciesze niemego, niewidocznego widza żądnego krwi i zwrotów akcji oraz okrutnej intrygi, a może nawet dla samego reżysera.
Co gorsze, Natasha nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest tak nieludzko traktowana przez własnego pracodawcę, że sama stała się ofiarą i gubi się w niepewności co do tego, kim jest lub nie jest.
Skoro postępowali w ten sposób, to Clint zakładał, że już wszystko wiedzieli, lub domyślali się z 90- cio procentową pewnością, kim jest i w jakim celu tu przybył. Oczywiście, skoro jego poznawali, to musiało im być już wiadome z tego, co nieświadomie wyśpiewał – próbując pomóc Natashy – że oboje z Clintem musieli tworzyć zgrany zespół i że byli ze sobą dość blisko. Tyle wystarczyło, by nim manipulować. To też odpowiednia dawka informacji, by go zmartwiła w jego obecnej sytuacji.
Przypatrywała mu się chytrze. Widział niemal wzrok, którym, gdyby umiała, wyssałaby każdą sekundę jego wahania i oszołomienia.
- No dobrze – powiedział po rosyjsku. Natasha spojrzała łakomie i w jej (nie-jej) zielonych oczach wyraźnie odbiło się zadowolenie. – Moja tożsamość musi pozostać w sekrecie, agentko. Jestem tu z polecenia ważnego człowieka. Ivana Petrovitcha. – Odczekał sekundę, żeby zobaczyć, jak ona to przyjęła, a kiedy nie odezwała się ani słowem, widząc, że mina jej zrzedła, kontynuował. – Jeśli chcesz to sprawdzić, to muszę cię zmartwić, że Ivan nie żyje. Ale ci wybacza.
Zamknęła uchylone usta i chwyciła go za szyję, uciskając struny głosowe. Pochyliła się teraz nad jego twarzą tak, że czuł jej urywany oddech. Serce też biło jej znacznie szybciej. Ale Clint nieco bardziej martwił się, czy starczy mu powietrza, żeby dodać coś jeszcze.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?
- A jak długo Ivan ci nie odpowiada? – wydyszał z trudem. Nie czekał na odpowiedź. Zresztą, nie zanosiło się na jakąkolwiek. – Próbowałaś wysłać do niego wiadomość? Kontaktujesz się z nim? Przecież wiesz, gdzie osiadł. Sacha to chyba rzut beretem stąd, prawda? Tasheńko?
Pchnęła go, przewracając krzesło.
Clint patrzył na to, jak ją wzburzył. Improwizacja w pewien sposób się udała. Na jej twarzy znać było i niepewność i szaleństwo. Musiał szarpnąć jakiś delikatny sznurek.
Chwyciła za broń i wycelowała w niego. Ręka jej się nie trzęsła, dłoń idealnie obejmowała pistolet, jak dłoń kochanka, z którym nie chce się rozstawać.
Mierzyli się spojrzeniami, póki obie pary oczu nie odnalazły się w jednym punkcie. On ją oceniał, cicho oddychając. Ona patrzyła nieruchomo, dysząc jak smok przez zaciśnięte zęby, które lśniły, otoczone subtelnie pięknymi wargami wściekłej kobiety, celującej wprost w jego głowę (nie, raczej w pierś – jeśli naciśnie na spust, będzie się musiała nasłuchać, jak umieram, zalewając się krwią; będzie się potem musiała z tego wytłumaczyć).
(Odbezpiecza i strzela.)
(Jak maszyna.)

- Wybaczył ci, chociaż do niego strzeliłaś. Mam nadzieję, że działałaś z polecenia kogoś, kto był tego wart.
Na uderzenie serca uchylił się przed kulą. Leżał nieruchomo na podłodze i próbował się uspokoić.
Potem – nawet nie wiedział kiedy – zgasło jedyne światło w pomieszczeniu.