No cóż, jak widać dałam trochę ciała z regularnością. Sama nie wiem, czemu. Trochę już tutaj siedzę z tą historią. Zastanawiam się, jak by to było już ją skończyć. I czuję się dziwnie, kiedy o tym myślę.
Jest tu kto?
***
Głowa. Bolała.
Brzuch
Bartona rozrywały mu od środka skurcze niemożliwe do opisania. Krew musiała
wymieszać się z czymś wodnistym. Może, ze względu na brak wrażeń dostał kataru
w tym postalinowskim bunkrze? W każdym razie cała twarz i gardło mu się lepiły,
gdy podrywał leciutko głowę.
Czaszka
pulsowała. Nie miał pewności, czy będzie miał siniaki, czy też guzy, a może ta
suka już tym drewnianym pudłem rozcięła mu skórę na głowie i skończy się na
szwach. Miał wrażenie, że zaraz cały posiłek, jaki ostatnio jadł, wyląduje na
podłodze.
(Chwila, czy ja właśnie nazwałem Nat suką?
Nawet przy naszym pierwszym spotkaniu nie byłem tak wyrozumiały…)
- Już?
Obudziłeś się? – Jej uśmiech, nawet tak nikczemny i promienisty przebudził w
nim nadzieję. Rzadko udawało mu się nakłonić ją do uzewnętrzniania swoich
emocji, ale pamiętał te niecodzienne chwile, gdy udawało mu się przełamać ten
biały, niezdradzający nic wyraz jej twarzy. – Sprawiłeś mi sporo problemu. Ale
jestem nieustępliwa.
Znów
otrzymał kolejny, trzeźwiący cios w nasadę nosa, który sprawił, że poczuł się
jeszcze gorzej, a jego zatoki dostały choroby morskiej, od której i jemu
zrobiło się niedobrze. I prawdopodobnie miała z tym coś wspólnego następna fala
krwi, wypływająca mu z nozdrzy oraz wypełniająca usta, jak błoto.
- Przestań
do diabła! – warknął na nią w końcu, gdy nie mógł skupić wzroku na czymkolwiek.
Tracił wyczucie w palcach i miał wrażenie, że posiniały mu z zimna. Posadzka
pod nim była upstrzona drobnymi kroplami krwi. Natasha stała przed nim i
wpatrywała się w niego. – Nic ze mnie nie wyciągniesz, pogódź się z tym, Nat!
Nie wiem, jak bardzo cię zmienili, ale musisz chociaż coś kojarzyć. Jesteśmy
przyjaciółmi. Tylko ja wiem, kiedy naprawdę masz urodziny; tylko ja wiem, że
najpierw wyjadasz z babeczek krem. Wiem, że nigdy nie chciałaś mieć kota, ale
jak przypałętał się jakiś bezdomny, ty go przygarnęłaś. Wiem, czemu nazwałaś go
Licho. Wiem, że pomyślałaś wtedy, że błądzenie jest tym, co was łączy. Wiem,
kiedy dajesz sobie spokój, a kiedy walczysz, póki nie poczujesz, że umierasz.
Twoje opowieści o Alexie Shostakowie znam na pamięć i – do kurwy nędzy –
przykro mi, że nie dał ci nic; nie zostawił nawet zdjęcia. I trochę mi cię
szkoda, jak tak na ciebie patrzę, że cała historia zatoczyła koło.
Kiedy
patrzył jej w oczy, gdy odchodziła, widział, jak ją przeraził. Co musieli jej
zrobić? Jak musieli ją torturować? Jak nieludzko zniszczyć jej świadomość,
którą znów będzie musiała powoli odbudowywać, żeby się nie pogubić?
Miał tylko
nadzieję, że nie planowała teraz, jak się go pozbyć.
Clint
przesiedział w pustym pokoju spory czas, póki nie zdał sobie sprawy, że Natasha
naprawdę wyszła i nie próbuje go przestraszyć. I nie ma na celu zaraz wpaść, by
dalej go terroryzować. Wtedy naprawdę mocno wziął głęboki oddech, że aż poczuł, jak napina dłonie przykute do krzesła. I szybko pozbył się nadmiaru dwutlenku węgla, siłą powstrzymując szloch zrodzony gdzieś w czeluściach jego gardła, poza jego świadomością. Opadł też na oparcie krzesła. Mięśnie, z których nagle zeszło całe napięcie aż zadrżały z wyczerpania.
Przyszło
mu do głowy, że przydałaby się pomoc Skye. Ale z drugiej strony nie pozwoliłaby
mu tak ryzykować i schować się do bagażnika.
Gdyby
udało mu się teraz znaleźć telefon i zadzwonić do Starka, to musiałby się tylko
potem gdzieś zaszyć na kilka godzin, a potem… Nie. Do diabła, chyba byłby
głupi, gdyby pomyślał, że to by faktycznie się udało. Wykryją go w parę minut
po ucieczce. Poza tym ci goście chyba nie przepadają za zabawą w chowanego.
(Chwila, pomyślmy teraz szybko. Jakie mam
jeszcze opcje?)
Powiedzmy,
że tu ktoś się pojawi. Jak już Rosjanie się zniecierpliwią, to będą chcieli go
szybko załatwić bez echa. Załatwią go szybko. Możliwe nawet, że za chwilę ktoś
po prostu otworzy drzwi i wypali mu w tył głowy. (No dobra, to najgorszy scenariusz)
Trzeba jak
najusilniej próbować przebudzić w Natashy kogoś, kim była. Ostatecznie zostaje
jeszcze po prostu rzucić się jak ostatni kretyn na jakiegoś uzbrojonego strażnika
i trochę przerzedzić tutejsze szeregi Rosjan. To wymagałoby też sporego
zaangażowania, ale mógłby przekonać do pomocy Vostokoff. Tak po starej
znajomości. Na pewno jest zazdrosna, że Natasha stawia na swoim i jest tak
świetnie wykwalifikowaną i wytrenowaną agentką operacyjną, więc będzie chciała
się jej, powiedzmy, pozbyć. Kobiece intrygi jeszcze nigdy nie były Bartonowi aż
tak na rękę.
Wykorzystanie
zdobytych kiedyś informacji o nieformalnym związku Nat z Shostakowem stanowiło
łatwy sposób do poruszenia agentki. Ale takie psychiczne znęcanie się
skutkowało utratą kontroli nad Natashą, jej myślami i reakcjami. Szczególnie
nad tym ostatnim. W chwilach trudnych zwykle przecież reagowała, tym co znała
najlepiej – przemocą.
Pamięć
Natashy cofnięto do czasów, gdy jeszcze nie miała żadnych wątpliwości i była bezwzględnym
radzieckim szpiegiem, gotowym zrobić wszystko i uwierzyć we wszystko, co powie
oficjel z czerwoną gwiazdą na nakryciu głowy. Nie wiedziała zatem o niczym, co
wydarzyło się po jej zwerbowaniu do szeregów SHIELD. Oczywiście, utracone
wspomnienia mogły do niej powrócić, ale do tego potrzebny byłby szok.
Ivan. To
był sekret, którego nie podałaby w żadnych aktach. Zresztą wywiady raczej nie
szukają aż tak głęboko, a do tego, co właściwie łączyło Natashę i Ivana nie
mogli się dokopać, bo nie było na to żadnych dowodów. Nawet gdyby Natasha była
przesłuchiwana, to próbowałaby zachować tę część siebie i ukryć ją przed swoimi
dowódcami i okiem KGB.
Z
pewnością już nią trochę zatrząsł, ale teraz nie da mu możliwości tak długo do
siebie mówić. Będzie próbowała go uciszyć. Musiał więc postawić na minimalizm
albo krzyczeć od samego wejścia.
Po
godzinnej przerwie wróciła, uśmiechnięta i spokojna.
- No
dobrze, więc zaczniemy od nowa. – Była znacznie pewniejsza, co oznaczało, że
musiała się w międzyczasie sporo dowiedzieć. Informacje czyniły z ludzi
skurwieli, którzy patrzą z satysfakcją, jak się potykasz, błądząc w
ciemnościach. Wyciągnęła do niego pustą dłoń, tak jakby oczekiwała, że Clint
zaraz zrzuci łańcuchy i uściśnie ją. – Jesteście niewychowani. Kiedy ktoś
podaje ci rękę, należy się przedstawić. – Patrzyła na niego z wyższością, a gdy
nadal trzymał uparcie język za zębami, uderzyła go grzbietem dłoni w kość
policzkową. Obeszła dookoła jego krzesło. – Nie proszę o wiele. Imię, nazwisko,
cel wizyty i to wystarczy na początek. – Poczuł na karku jej żrące niczym kwas
spojrzenie, jednak nie podniósł wzroku. Starał się w większości nie myśleć, że
znał Natashę tyle lat i że to, co z nią teraz zrobili, przerażało go. I to
bardzo. Ale powtarzał sobie jak zawsze z uporem jak osioł kilka istotnych słów
(to nie Natasha, od razu widać – co
musieli jej zrobić – nie muszę jej nic mówić, bo Nat by to wszystko wiedziała.
A jak? Intuicyjnie, cholera…) i było mu jej żal. Przypominała mu
sadystyczną nauczycielkę, stojącą nad nim z linijką, patrzącą mu na ręce z
pełną dezaprobatą. Westchnęła. – Jeśli chcesz zacząć od imienia tej zdrajczyni,
która jest twoją przyjaciółką, to też chętnie posłucham. Jak ona tam miała?
Natalia Romanowa?
To
zupełnie zbiło Bartona z pantałyku. Podniósł wzrok na agentkę i jej pełen
zadowolenia uśmiech.
Oczywiste
wydało mu się teraz, że cała sytuacja jest zaaranżowana z góry, że ktoś manipuluje
nimi, jak kukiełkami, mając w dłoni scenariusz. Że jest to chore przedstawienie
ku uciesze niemego, niewidocznego widza żądnego krwi i zwrotów akcji oraz
okrutnej intrygi, a może nawet dla samego reżysera.
Co gorsze,
Natasha nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest tak nieludzko traktowana przez
własnego pracodawcę, że sama stała się ofiarą i gubi się w niepewności co do
tego, kim jest lub nie jest.
Skoro
postępowali w ten sposób, to Clint zakładał, że już wszystko wiedzieli, lub
domyślali się z 90- cio procentową pewnością, kim jest i w jakim celu tu
przybył. Oczywiście, skoro jego poznawali, to musiało im być już wiadome z
tego, co nieświadomie wyśpiewał – próbując pomóc Natashy – że oboje z Clintem
musieli tworzyć zgrany zespół i że byli ze sobą dość blisko. Tyle wystarczyło,
by nim manipulować. To też odpowiednia dawka informacji, by go zmartwiła w jego
obecnej sytuacji.
Przypatrywała
mu się chytrze. Widział niemal wzrok, którym, gdyby umiała, wyssałaby każdą
sekundę jego wahania i oszołomienia.
- No
dobrze – powiedział po rosyjsku. Natasha spojrzała łakomie i w jej (nie-jej) zielonych oczach wyraźnie odbiło
się zadowolenie. – Moja tożsamość musi pozostać w sekrecie, agentko. Jestem tu
z polecenia ważnego człowieka. Ivana Petrovitcha. – Odczekał sekundę, żeby
zobaczyć, jak ona to przyjęła, a kiedy nie odezwała się ani słowem, widząc, że
mina jej zrzedła, kontynuował. – Jeśli chcesz to sprawdzić, to muszę cię zmartwić,
że Ivan nie żyje. Ale ci wybacza.
Zamknęła
uchylone usta i chwyciła go za szyję, uciskając struny głosowe. Pochyliła się
teraz nad jego twarzą tak, że czuł jej urywany oddech. Serce też biło jej
znacznie szybciej. Ale Clint nieco bardziej martwił się, czy starczy mu
powietrza, żeby dodać coś jeszcze.
- Skąd mam
wiedzieć, że nie kłamiesz?
- A jak
długo Ivan ci nie odpowiada? – wydyszał z trudem. Nie czekał na odpowiedź.
Zresztą, nie zanosiło się na jakąkolwiek. – Próbowałaś wysłać do niego
wiadomość? Kontaktujesz się z nim? Przecież wiesz, gdzie osiadł. Sacha to chyba
rzut beretem stąd, prawda? Tasheńko?
Pchnęła
go, przewracając krzesło.
Clint
patrzył na to, jak ją wzburzył. Improwizacja w pewien sposób się udała. Na jej
twarzy znać było i niepewność i szaleństwo. Musiał szarpnąć jakiś delikatny
sznurek.
Chwyciła
za broń i wycelowała w niego. Ręka jej się nie trzęsła, dłoń idealnie obejmowała
pistolet, jak dłoń kochanka, z którym nie chce się rozstawać.
Mierzyli
się spojrzeniami, póki obie pary oczu nie odnalazły się w jednym punkcie. On ją
oceniał, cicho oddychając. Ona patrzyła nieruchomo, dysząc jak smok przez
zaciśnięte zęby, które lśniły, otoczone subtelnie pięknymi wargami wściekłej
kobiety, celującej wprost w jego głowę (nie,
raczej w pierś – jeśli naciśnie na spust, będzie się musiała nasłuchać, jak
umieram, zalewając się krwią; będzie się potem musiała z tego wytłumaczyć).
(Odbezpiecza i strzela.)
(Jak maszyna.)
- Wybaczył
ci, chociaż do niego strzeliłaś. Mam nadzieję, że działałaś z polecenia kogoś,
kto był tego wart.
Na
uderzenie serca uchylił się przed kulą. Leżał nieruchomo na podłodze i próbował się uspokoić.
Potem –
nawet nie wiedział kiedy – zgasło jedyne światło w pomieszczeniu.
Ja jestem :)
OdpowiedzUsuńChyba najbardziej trzymający w napięciu rozdział, trochę się pod koniec pogubiłam i jestem strasznie ciekawa co oni właściwie zrobili Natashy. Mam nadzieję,że kolejna część trafi do nas trochę szybciej.;)
Życzę dużo, dużo weny i czasu, żeby pójść dalej z tym wszystkim.
Do napisania,
KATE
Bardzo dziękuję.
UsuńJuż wczoraj zaczęłam kombinować nad następnym rozdziałem, ale nie wiem, kiedy się on tu ukaże. Postaram się wyrobić, dopóki na studiach nie zaczęli mnie jeszcze bardzo cisnąć.
Pozdrawiam i dziękuję za te życzenia :D
Wow. Porostu wow. Trzyma w napięciu do końca.
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że pytanie Tashy zabiło z pantałyku nie tylko Clinta. Co oni jej zrobili, że nawet nie pamięta kim jest?
Trochę się pogubiłam w ostatnich trzech zdaniach, kto wybaczył Natashy, że do niego strzelała?
Nie mogę się doczekać jak to się zakończy, bo Clint jest w patowej sytuacji. Nie ma ratunku. Jedynym w miarę sensownym krokiem jest "obudzenie" Natasy, ale to jak zresztą widać, może się śmiertelnie źle skończyć dla Bartona. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)
Pozdrowienia i weny ;)
Super opowiadanie!
OdpowiedzUsuńKiedy next?