Hejka! ;)
Jak tam oczekiwanie na ósmego maja? Bo ja się aż palę! Jeszcze raz bardzo proszę o komentarze i dziękuję za te, które mnie mile zaskoczyły ostatnio :*
***
Natasha kiwnęła
mu głową i poszła przodem. Zamknął dom i musiał w ekspresowym tempie znaleźć
się na dole. Łuk odpadał – okazałby się zbyt kłopotliwy w użyciu, gdy zależało
mu na czasie. Nie warto było ryzykować życia na zbędną ekstrawagancję, chociaż
strzały robiły wrażenie i Barton to uwielbiał, jednakże potrafił strzelać ze
wszystkiego, co miało amunicję oraz celownik.
Poczekał aż
Romanoff dotrze do końca klatki schodowej i zrzucił przez barierkę swoją
zapakowaną torbę. Schodził szybko i bezszelestnie, a w międzyczasie założył
tłumik na lufę.
Natasha już
na niego czekała. Wcześniej wyjaśniła mu, gdzie zaparkowała, więc pozostawało
tylko wymienić spojrzenia, wziąć się w garść - i do dzieła.
Barton
bardzo chciałby nie mieć żadnych wątpliwości, że Nat znajdzie się na czas
dokładnie tam, gdzie będzie jej potrzebował: przed nim, za nim, szybsza od jego
strzały i skuteczniejsza od miniładunków wybuchowych. Tak dotychczas było. Jak
bardzo się to zmieniło?
Dostrzegł
szybko rzucone spojrzenie zielonego oka i poczuł, jak zaciska mu się żołądek.
Natasha
wyszła pierwsza, drzwi prawie się za nią zamknęły.
Clint kątem
oka zauważył biegnący oddział piechurów i zdążył oddać jeden celny strzał przez
szczelinę zamykających się drzwi. Nie czekał. Popchnął je i wybrał sobie
dogodne miejsce, przetaczając się po chodniku do najbliższego samochodu.
Natasha uchyliła się przed ciosem jednego z agentów. Kilku z nich próbowało
podejść ją od tyłu, co natychmiast zauważył. Uważnie wycelował i bez namysłu
pociągnął za spust.
Wyszedł z
kryjówki, po czym skierował się bardziej w stronę Natashy, by odwrócić od niej
uwagę napastników. Choć mieli broń, to najwyraźniej dostali polecenie, by jej
nie używać – a przynajmniej dopóki cele można okiełznać bez jej użycia. Agenci
Hydry mogli szybko stracić cierpliwość.
Jego
partnerka przerzuciła sobie przez ramię atakującego agenta i uziemiła go
solidnym kopnięciem w splot słoneczny. Następnego napastnika ustrzelił Clint, a
kolejnemu Natasha złamała rękę w łokciu i pozostawiła go Bartonowi, który z
impetem przetrącił pokonanemu kark. Wymienili między sobą spojrzenia.
- Idź po
samochód – powiedział jej, a sam wrócił się po torbę do budynku. Niedługo mogli
nadejść kolejni agenci i aby tego uniknąć (ale czy dało się przed tym uciec?)
musieli się zwinąć.
Podjechała
do samego krawężnika. Barton wskoczył na miejsce pasażera, zatrzasnął za sobą
drzwi i odrzucił torbę na tylne siedzenie czerwonego, najnowszego Chevroleta Corvette Natashy, którą
odjechała z piskiem opon. Ułożenie jej ramion świadczyło o tym, że jak na razie
się nie uspokoiła, choć usiłowała na taką wyglądać.
- Kto jeszcze wie o Stambule? – odważył się
zadać pytanie, które od chwili, gdy Natasha wspomniała o dawnej misji, trochę
go niepokoiło.
Natasha
przełknęła ślinę i nie odrywając wzroku od drogi, odpowiedziała:
- Hill
powiedziała tylko tym, do których miała kontakt. Steve, Bruce, Stark. Może
Wilson. Na Thora nie możemy liczyć, a przynajmniej póki nie wróci z Asgardu.
Fury się nie odzywał.
Clint nie o
to pytał. A ona wiedziała, że to nie była odpowiedź na jego pytanie. Nie
naprawdę.
Były
momenty w życiu Clinta, kiedy myślał, że Nat wstydzi się tej części swojego
życia, którą spędziła na rzeczach trudnych do wyjaśnienia i jeszcze
trudniejszych do przyznania się, ale i tak nie powierzyłaby mu wiedzy na temat
jej wewnętrznych bitew. To niedobry moment na zwierzenia – Barton nie
próbowałby jej do nich namówić, gdyby sam nie był na nie gotowy. Sprawa miała
coś wspólnego z dumą, która działała jak PBS- 1. Najtwardszych by poskromiła. A
oni byli twardzi. Ona może bardziej niż on, chociaż Clint nigdy się do tego nie
przyzna. Po kilku
minutach adrenalina opadła a on z trudem powstrzymywał się, by nie zasnąć.
Włączył
radio. Rosyjskie radio.
Natasha nie
pokwapiła się, żeby zmienić stację, a Barton wykorzystał to, by podciągnąć swój
rosyjski a przy okazji upewnić się, czy dziwny wybór częstotliwości nie
sugeruje, że z jego byłą partnerką nie dzieje się coś niepokojącego. Zacząłby
się martwić, gdyby sam odwiedził swój stary domek na wsi i powspominał, jak przyjemnie było dostać lanie od tatusia.
Żadna z
wiadomości, które przekazywał rosyjski spiker, nie wzbudziła jego niepokoju.
Było trochę o polityce, pogodzie, sporcie – niestety Bartona nie interesowała
Uniwersjada, jednakże facet rzucił nawet kawał. Sam właściwie nie wiedział,
czego miałby się spodziewać? Szyfru? Pieśni ku chwale Stalina? Tajnych poleceń
od KGB? Nie wierzył, by Natasha nagle poczuła, że w jakikolwiek sposób jest coś
winna swojemu narodowi. Przecież już nie
była fanatyczką, która oddałaby życie za Sprawę.
Dojechali do centrum, które w tych godzinach powoli zwalniało bieg życia nowojorczyków, co zdecydowanie ułatwiało przemieszczanie się. Nat wystukiwała palcem na kierownicy rytm lecącej piosenki, podczas gdy Barton odebrał połączenie od Marii. Stali na światłach.
- Barton.
- Dobrze cię słyszeć. Mam nadzieję, że Hydra nie zrobiła wam za dużo problemów - powiedziała z czystym optymizmem, a jej głos zdradzał sympatię. Clint przez te kilka tygodni urlopu ani razu nie zastanowił się, jak cały ten przewrót odbił się na podwładnej Fury' ego. Może to wynikało z tego, że Hill nigdy nie odpowiadała za dawanie rozkazów agentom, przez co mogła być wyłącznie koleżanką z pracy - starszą stopniem, ale koleżanką.
Czy utratę tak świetnej posady przeżywała podobnie, jak Natasha? Czy brakowało jej czegokolwiek, za czym można by tęsknić w posadzie agenta, a czego on nie dostrzegał? Clint wiedział, że niedługo po wszystkim znalazła pracę u Starka, jednak nie wydawało mu się, by to mogło zastąpić emocje towarzyszące jej w SHIELD. Z drugiej strony była bezpieczniejsza niż Nick, który wybrał podziemia, czy Clinta, który nie miał żadnej innej opcji, jak tylko czekać na jakiś sygnał z góry.
- Wolałem, kiedy się ukrywali. - Zerknął z błyskiem w oku na partnerkę.
Natasha wyprostowała się w fotelu i westchnęła długo, widząc, że przedostanie się na Manhattan jeszcze trochę jej zajmie.
- W porządku. Muszę prosić was o przysługę - powiedziała poważnym tonem, do którego Clint w jej ustach nie przywykł.
Trochę go to zaniepokoiło, ale nie zdradził nic po sobie.
- O co? - spytał ostrożnie. Miał na uwadze, że teraz dwóch agentów stanowiło dla SHIELD nie tylko przykry dowód jej niedawnej wielkości, ale też faktyczną armię. Serio, cała ta odpowiedzialność operacyjna drastycznie wzrosła.
- Och, nic z tych rzeczy. U Starka jest Steve. On... nie trzyma się za dobrze... No... Musi się rozerwać.
Wyszczerzył się, mimo woli.
- Rozerwać? A próbowałaś umówić go z Brucem na imprezę? - zażartował.
- Barton. - Ton jej głosu powiedział mu wszystko, co musiał wiedzieć: że chce dobrze i że musiała naprawdę martwić się o Kapitana. Zresztą na pewno słusznie... Po tym, jak zachowywała się Natasha, Clint spodziewał się u Steve' a depresji, albo gorzej.
Odruchowo popatrzył na kobietę, a ona zerknęła na niego jednym okiem, niepewna, co chodziło mu po głowie.
- Dobra, załatwione.
- Dziękuję. Pozdrów Natashę - swoim zwykłym, rzeczowym tonem nie zdołała w pełni wyrazić, jak wdzięczna była. Rozłączyła się, zanim zdążył rzucić jeszcze jakiś kawał.
Nastąpiła chwila ciszy i Nat ruszyła na zielonym prosto przed siebie.
- Maria dzwoniła. Prosiła, żebyśmy "zajęli się" Kapitanem. - Napotkał jej zaciekawione spojrzenie. - Mamy zaaranżować jakieś spotkanie towarzyskie.
Uśmiechnęła się wesoło do siebie, jak gdyby powiązała jego słowa z czymś niezwykle zabawnym, czego Barton nie rozumiał.
- Pamiętasz jeszcze, jak imprezować?
- Nooo - przyznał niegrzecznie. - Ja tak, ale ty ostatnim razem musiałaś zalać się w trupa, kiedy Rosjanie wygrali drugą... A nie, moment.
Wbiła mu łokieć w żebra, kiedy zanosił się śmiechem.
Jej profesjonalizm miał swój urok, zwłaszcza kiedy Natasha zachowywała się przesadnie kompetentnie w stosunku do nowo poznanych ludzi i oni brali jej grę za prawdę. Tak naprawdę to była z niej dusza towarzystwa, jak z każdego Rosjanina. I fakt - trochę inaczej się bawiła, ale to nadal była zabawa.
Natasha zatrzymała się i poprosiła o wjazd dyżurującego na dworze stróża. Poszło szybko i już
po chwili wjechali do obszernego garażu pełnego drogich, ekskluzywnych
samochodów, każdy z firmową rejestracją Stark Industries. Wnętrze rozjaśnił blask lamp, które włączyły się, gdy tylko wjechali do środka. Zgasiła silnik, ale nie wysiadła. Clint przeciągnął się na fotelu.
- Nie śpiesz się. Mamy mnóstwo czasu. JARVIS nam załatwi kawę, czy coś.
Pokręciła głową, oglądając w ciszy ścianę garażu przez przednią ścianę samochodu.
- Bucky. Pamiętasz go, co nie? - rzuciła zdawkowo. Ponieważ nie dzwoniła przez cały czas, kiedy postanowiła się ukryć, to nie mieli okazji jeszcze o tym otwarcie porozmawiać. Westchnęła głośno.
- No tak. I co z tego? - Uniósł brew, nie całkiem pewny, dokąd ta rozmowa mogła zmierzać. - Wszystko gra?
Po krótkiej chwili słabości i dziwnym nawiązaniu do dawnego przyjaciela Kapitana, podarowała mu zgrabny uśmiech, który mógł znaczyć nic, a jednocześnie wszystko i wyskoczyła z samochodu. Clint wytoczył się za nią. Ufał, że Nat wiedziała, co robić.
Wyjął swoją torbę ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami, zanim zamknął drzwi od samochodu.
Poszli do windy i Clint wcisnął jeden, odpowiedni guzik z naprawdę wielu innych, lśniących na panelu.
- To może
sparring, jak już tu jesteśmy? – zaproponował Barton.
- Może
innym razem. Najpierw obowiązki. – Natasha założyła ramiona na piersi. – JARVIS,
gdzie Stark?
- Pan Stark znajduje się na dwóch poziomach.
Clint nie
mógł się nie zaśmiać.
- Myślałby
kto, że jego ego może osiągnąć tak monstrualne rozmiary.
Natasha
ukryła uśmiech.
- Nie mam
ochoty na sarkazm.
- Przykro mi, panno Romanoff, ale nie
zaprogramowano mi takiej funkcji – odpowiedział znów głos lokaja Tony’ ego.
Clint mógł tylko wzruszyć ramionami, kiedy Natasha posłała mu porozumiewawcze
spojrzenie. Winda zatrzymała się i niemal równocześnie z tym otworzyły się jej stalowe drzwi. Natasha weszła do korytarza i do jednego ze ściennych paneli, na którym JARVIS wyświetlił model wieży z czerwonymi plamkami oznaczającymi ludzi. Z tej nowoczesnej mapy Natasha wyczytała,
że w apartamencie przebywała obecnie piątka ludzi. Jeden w laboratorium, jeden w salonie,
dwójka w korytarzu głównym i jeden… Cóż…
Barton nie
mógł uwierzyć własnym oczom. Zdaje się, że Stark zawisł między swoją pracownią,
a niezamieszkałym pokojem w głębi wieży. To była dla Clinta czysta poezja. Pogratulował sobie, że otworzył Natashy drzwi dzisiejszego wieczoru, bo inaczej w dalszym ciągu zalegałby na kanapie w salonie.
Clint podszedł do niej i położył swoją torbę pod ścianą, nie bardzo wiedząc, co może z nią teraz zrobić.
- Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?
Natasha
spojrzała na Clinta i skierowała się z powrotem w stronę windy, nie tracąc z partnerem
kontaktu wzrokowego.
- Pójdę po
Bruce’ a, a ty zajmij się Starkiem. – Stanęła w windzie i oparła dłonie na
biodrach, zanim zamknęły się za nią drzwi. Tak zniknęła, a z nią cały chaos,
jaki znów wprowadziła w jego życie.
Clint był w
wieży raz, a jeśli miał liczyć bitwę o Nowy Jork to dwa razy i przez moment
żałował, że nie poprosił JARVISA o jakieś wskazówki. Na szczęście jakoś udało
mu się znaleźć właściwą drogę, chociaż przy takiej ilości drzwi i korytarzy
wskazane byłyby chyba jakieś tabliczki. Nie był przyzwyczajony do tak wielkich
przestrzeni. Serio, w bazach SHIELD są miejsca otwarte tylko dla osób z
właściwymi poziomami. Hierarchia zwykle sprawiała, że nie można się zgubić.
Oczywiście, Starkowi do takiego zorganizowania brakuje lat pracy i praktyki, a i
wtedy Clint nie liczyłby na wiele.
Miał
nadzieję, że spotka Marię, ale musiała być jeszcze w pracy, jak zresztą, sama
Pepper.
Stark
zdążył sobie już dać radę. Patrzył teraz w dziurę nad pracownią, a wokół niego
leżał porozrzucany sprzęt i betonowe odłamki parteru, który uszkodził. Clintowi
ciężko było powiedzieć, czy to był normalny stan rzeczy, ale bałagan nie
przeszkadzał Tony’ emu. Wielkie umysły myślą podobnie, co?
- Panie Stark, ma pan gościa – oznajmił
JARVIS, dokładnie w momencie, kiedy Clint przekroczył próg.
Tony
wyglądał na ucieszonego, choć z normalną radością nie miało to nic wspólnego.
Wyglądał… Dobrze. Zarost jak zawsze utrzymany w ryzach, włosy ułożone, na sobie
miał ciemną koszulkę, szlafrok i ciemne spodnie a do tego japonki. Clint
oczekiwał, że znów ujrzy prześwitujący przez materiał blask elektromagnesu w
jego piersi, ale zobaczył tylko nazwę zespołu Black Sabbath.
- Och, więc
to prawda – wypalił natychmiast. Chciał się poprawić, sprostować, ale nie było potrzeby. Stark
wiedział, naturalnie, że teraz tabloidy piszą tylko o tym.
- Tak,
prawda. Ale zaczynam żałować, że to zrobiłem. – Clint przypatrzył mu się
uważnie i dostrzegł świeżo zagojone rany. – Wiesz, miało to swoje plusy. W
ciemnościach się nie gubiłem, zawsze to jakieś zabezpieczenie, jak się wraca
samemu z imprezy po nocach…
Clint
podszedł powoli.
- Taa,
założę się, że tak. - Kiedy Tony wrócił do swojego komputera, omijając przy tym głaz wielkości szafy, Clint kontynuował: - Musimy pogadać. To ważne. - Ostatnie zdanie mógł sobie darować. Nikt lepiej niż Tony nie wiedział, że jeśli broń, którą do niedawna sam produkował, posiada Hydra, to sprawa jest więcej niż godna uwagi.
O matko! Rozdział naprawd bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńWidzę, że akcja coraz bardziej się rozkręca :)
Cóż, nie umiem rozpisywać się w komentarzach (jak i ich pisać) więc nie będę przedłużać i marudzić.
Nie pozostało nic innego jak czekać niespokojne na następny rozdział :D
A! Jeszcze jedno! Ja też chcem Corvette!
Ja jak nie pojadę na film to się utopię. A Ty?
Dziękuję!
UsuńOj tam zaraz niespokojnie! :P Wystarczy sobie usiąść i czekać do soboty. :D
Jasna sprawa, Corvette najlepsza.
Niepojechanie na ten film zdecydowanie nie wchodzi w grę. Czekam na niego już od grudnia i ZA ŻADNE SKARBY ŚWIATA nie chciałabym go przegapić :D
Pozdrawiam.
No i kolejny rozdział przeczytany :) tym razem jestem pierwsza.
OdpowiedzUsuńRozdział spoko, no i pojawił się Tony :D a właśnie co on zrobił w tym laboratorium? Dziura w suficie haha
Co ze Stevem? No i ta misja w Stambule... pewnie coś jeszcze o niej napiszesz?
Pozdrawiam, narazie :)
Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarz! Myślałam, że zapomniałaś.
UsuńO Steve' a się nie martwię, powoli wszystko rozwiążę po swojemu, a i o misji w Stambule będzie chwilka, albo nawet i kilka chwilek, to w końcu ważny element zarówno przeszłości Clinta jak i Natashy ;)
Pozdrawiam i mam nadzieję już wkrótce na rozdział także u ciebie. ;D
A jednak nie pierwsza. Sorki Shadow Smile :)
OdpowiedzUsuńSpoko :)
UsuńO mój boru, to chyba znalazłam pierwszego bloga na którym Clint gra pierwsze skrzypce, a nie tylko robi za element komiczny na trzecim planie! A do tego nie ma żadnej Maryśki Sue- już mi się podoba.
OdpowiedzUsuńUpewnię się tylko; akcja ff toczy się po CA:WS i przed AoU czy po CA:WS a AoU się nie wydarzy? A jeśli AoU się nie wydarzy to Clint nie ma… pewnych zobowiązań z Laurą?
I nie chcę wyjść na czepliwą, ale Clint jako dzieciak stracił rodziców w wypadku i wychowywał się w domach dziecka i cyrku, a chatkę ma całkiem z innego powodu, ale rozumiem, że w tym wypadku robisz odejście od kanonu? I w przypadku Marii także, bo w komiksach była niesamowitą służbistką i Clint raczej nie uznawał jej za koleżankę z pracy. Już zauważyłaś, że często zbaczam z tematu?
Czyli Steve nie dotrzymał obietnicy i nie umówił się z Sharon?
Jestem trochę obeznana w rosyjskim, więc szykuj się na czepianie ^^
Końcówka niesamowicie skojarzyła mi się z Howardem z „Agent Carter”- jaki ojciec taki syn :P!
- N
Jeśli miałabyś ochotę zadać pytanie Bucky’emu lub Clintowi to zapraszam na: winterask.blogspot.com
I jeśli nie masz nic przeciwko, dodałam cię do polecanych :)
Dziękuję za komentarz!
UsuńWow, no i co ja mam odpowiedzieć?? xD
Dobra, możesz mówić wprost o mariażu Clinta (swoją drogą nie wiedziałam, że ta jego laska to Laura) bo oglądając jeden wywiad jeszcze przed premierą AOU dziennikarka się machnęła z pytaniem i resztę sobie dośpiewałam...-.- I tego wątku nie będę kontynuować. Czemu? Bo nie, i kropka! ;)
W sumie to nie wiem, jak to z tym AOU będzie. Akcja CA2 jest oczywiście wpisana w fabułę, ale nowej części Avengers już mi się chyba nie uda jakoś wcisnąć. Jest to raczej niemożliwe, musiałabym od nowa wszystko pisać, zmieniać elementy przeszłości itd.
Na serio? Przyznam się, że akurat komiksy znam tylko pobieżnie i teraz się czuję trochę jak dziecko, co wpadło we mgłę xD Słyszałam wersję - całkiem możliwe, że mylną, że Clint fakt faktem stracił rodziców, jednakże przy okazji jak ich miał, to jego dzieciństwo ciężko uznać za wesołe. Marię chciałam trochę "zaprzyjaźnić", ale i tak ciągle jej nie będzie, bo zmieniła sobie przecież pracę.
Na razie nic nie będę zdradzać ;)
Kurde! Rosyjski ogarniałam trochę w necie, trochę w tłumaczu a trochę z książką w ręce, ale wszystko po trzy razy sprawdzałam. Jak ci się rzuci jakiś byk w oczy, to pisz śmiało!
Dziękuję za zaproszenie, jak będę mieć moment to daję słowo - wpadnę i zadam pytanie - jak ogarnę, jak, oczywista :D
I jeszcze raz dzięki za komentarz. Pozdrawiam.