środa, 29 lipca 2015

Rozdział IX

Witajcie z powrotem! Wakacje, wakacje, ale mam chyba jakąś depresję letnią, bo za każdym razem jak wyjdę w co cieplejszy dzień, to mam wrażenie, że kiedyś to były gorące lata, a teraz to nie wiadomo jak to w sumie nazwać...
Dobra, przestałam narzekać!
W tekście jest jeden błąd celowy, ale był potrzebny do komizmu słownego i sytuacyjnego zarazem. Aha, mam jedną prośbę - pamiętacie może, czym właściwie Coulson sobie w "Agentach" latał? Pamiętam tylko, że to nie był helicarrier, i raczej nie triskalier, a nie jestem pewna, czy nie lotniskopter, czy samolot, a może zupełnie inaczej się to nazywało? Byłabym wdzięczna za podpowiedź.
No to pozdrawiam i zapraszam do czytania!

***

- Próbuje mnie przekupić lepszym stanowiskiem i pieprzy coś o ideach – parsknęła z lekkim uśmiechem Sharon.
Clint nie był zdziwiony. Phil zawsze był idealistą, wkładał garnitur i wierzył w jasno określone zasady, w które odziewał swoje wyobrażenia o szczęściu. Nie był tylko pracoholikiem, czy jakimś niewyróżniającym się urzędasem. Miał duszę. Kiedy dowiedział się o Bartonie i Natashy (a wiedział tylko tyle, ile pozwoliliśmy mu wiedzieć – reszty się przecież domyślił) nie wspomniał o tym słowem. Nie naprzykrzał się. Czasem, podczas długiej i nudnej odprawy, Clint zauważał, że przyjaciel przygląda mu się z cieniem uśmiechu. Phil wierzył w przyjaciół, wierzył w miłość, w większą sprawę. A najbardziej na świecie wierzył w to, że ludzie z natury są dobrzy i staną po jego stronie, jeśli będzie trzeba.
- Mam nadzieję, że nie przedstawi mi tej samej oferty. – Zerknął nieco milej w stronę Coulsona.
Phil zabębnił palcami w stół.
- Nie żartuj, Barton. Znamy się nie od dzisiaj, a ja nie jestem aż tak zdesperowany. – Salę przeciął chichot Sharon. Clinta zaskoczyło to, jak szybko zmieniła nastrój.
- A jeszcze niedawno byłeś jednym z najlepszych – zadrwiła.
Brwi Phila podskoczyły.
- A kto powiedział, że już nie jest? Barton to po prostu uparty, nieodpowiedzialny i w niektórym towarzystwie po prostu niestrawny człowiek. A jeszcze gorszy pracownik. – Niefrasobliwy uśmiech rozświetlił jego twarz. – Sądzę, że powinieneś przemyśleć coś innego – kontynuował mężczyzna.
Mięśnie Clinta napięły się, ale nikt nie mógł tego zobaczyć, bo dłonie położył na podłokietnikach krzesła. Mimo to uśmiechnął się drapieżnie.
- Czyżby? Co takiego?
Tamten pochylił się do przodu, jakby omawiał warunki utrzymania pokoju na świecie (i niewykluczone, że właśnie tak było). Jego twarz już na powrót była zasadnicza. Barton miał jednak powody, żeby obawiać się Coulsona. Wiedział już, że usłyszy szczególne słowa.
- Nie pakuj się w to. Jesteś potrzebny tutaj. SHIELD jest w stanie ją znaleźć, ale to potrwa. Wiesz, że sam nie dasz rady. Uważam cię za mądrego człowieka, Clint i…
- Nie.
Barton potrząsnął głową jak uparty nastolatek.
- To chyba nie jest dobry pomysł, Coulson – wtrąciła Sharon. Znów skrzyżowała ręce na piersiach, a spojrzenie jej niebieskich, gorejących oczu starło się z niepokojącym blaskiem upartych, należących do Clinta. To było jak zderzenie dwóch monstrualnych fal. – Ja bym go wysłała na terapię.
Coulson nie zauważył zaciśniętej szczęki Clinta. Zwrócił się za to do Sharon, która była wesołym ognikiem, bez problemu podpalającym lonty jego nerwów.
- Wyjdź, proszę, Sharon.
Nie uśmiechnęła się. Nie spuściła wzroku ani na moment z Clinta. Miał się przez to poczuć jak psychopata. Jak podejrzany, do którego nie można mieć za grosz zaufania.
- Nie jesteś już moim szefem.
- To nie jest sprawa SHIELD, bynajmniej – uciął nadciągającą między dwójką agentów kłótnię, machnąwszy kategorycznie dłonią, po czym kontynuował, kiedy już przykuł ich uwagę: - Nigdy tak nie interesowały ich osobiste problemy pracowników. Nie oczekuję pomocy. Nie przyjąłbym jej od was, nawet gdybyście się nagle zadeklarowali jako Specjalna Harytatywna Instytucja Eliminująca… - Barton zaciął się nagle, nie mając konkretnego pomysłu na przekręcenie reszty skrótu agencji.
Phil wzniósł z litością oczy do nieba. Jednocześnie mruknął coś o tarzającym się ze śmiechu Furym.
- Boże, nie dość, że specjalny przypadek agenta, to jeszcze chory na dysortografię – Sharon zakpiła, udając do szczętu załamaną.
Barton przestał myśleć nad skrótowcami i po prostu trzasnął wnętrzem dłoni o stół, żeby zademonstrować swój upór i asertywność, a także rosnącą wściekłość w związku z przytykami agentki.
- Po prostu się nie zgadzam. I kropka – dodał do podkreślenia. – Nigdy tak nie działaliśmy.
- Ale teraz działamy – pośpieszył z wyjaśnieniem Coulson. – Dbanie o agentów stało się naszą dewizą.
- Dbanie o agentów stało się naszą dewizą – przedrzeźniła go Carter, używając gestów natchnionego, wyjątkowo egzaltowanego poety. – Sranie w banie – podsumowała zgrabnie, z czym Barton nie mógłby się nie zgodzić. Zerknął na poznaczoną zmarszczkami twarz agenta z pewną siebie i przekonaną miną, by dostrzec, jak on na to zareaguje. – Nie martwiliście się dewizami, jak zabrakło miejsc pracy dla opuszczonych agentów. I – skierowała w jego stronę palec – nie próbuj mi przerywać! To też już było po Hydrze!
Jej słowa musiały Coulsona bardzo zaboleć, ale Clint mógł tylko myśleć o własnej sprawie. Próbka nadal leżała potulnie w jego kieszeni i czekała na swoją misję. Czym było w końcu usłyszeć coś takiego z ust swojej niedawnej koleżanki, z którą dzielił całą radość pracy? I miała w tym wszystkim niezaprzeczalną słuszność.
Phil zachował kamienną twarz. Wycelował tylko palcem w stronę kobiety.
- Ty. Nie udawaj, że SHIELD było tylko przyjemnym stażem. – Zwrócił swoje gromiące, choć nieruchome oblicze na łucznika, nie zmieniając tonu. – A ty po prostu nie bądź głupi i wysłuchaj mojej oferty do końca. – Pstryknął palcami, na co Sharon się zjeżyła. – Z kolei oboje nie zapominajcie się i nie odrzucajcie moich dobrych chęci, bo nie wykluczone, że jeśli naprawdę będziecie kogoś potrzebować, to nie będę już w stanie nijak pomóc.
Sharon nie odpowiedziała na ten komentarz, za to postanowiła go rozważyć wraz z rachunkiem sumienia. Clint spojrzał na swoje buty pod krawędzią stołu konferencyjnego, unikając wzroku przyjaciela.
- Barton. Jesteś jednym z dwóch najwybitniejszych specjalistów SHIELD, z jakimi mam jeszcze kontakt. Gwarantuję ci, że ją znajdziemy. Dysponuję małym, ale oddanym zespołem, który rozwiąże zagadkę zniknięcia Romanoff szybciej, niż zajęłoby to specom CIA, (oczywiście, nie ubliżając agentom tej świetnej organizacji – powiedział i mrugnął okiem do kamery ustawionej naprzeciwko siebie) a na dodatek oszczędzę ci możliwych nieprzyjemności – zapewnił go. Po chwili przewrócił oczami. – Nie będę cię odsuwał od sprawy, jeśli tego nie chcesz, choć uważam, że postępujesz nazbyt pochopnie. W końcu Natasha nie pierwszy raz została zagrożona… No już, spokojnie To tylko moje zdanie! – dodał szybko, widząc ostrzegawczy, defensywny błysk w oczach Clinta, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Clint zacisnął palce na podłokietnikach tak, że aż zaskrzypiały mu pod paznokciami. Szukał spojrzenia Sharon, błagając ją o jakiś sygnał, że nie powinien tego robić. Ostatecznie, chyba istniał jakiś powód, dla którego nie dawała się zwerbować ponownie, a była naprawdę uparta. Czy on w takim wypadku mógł zawierzyć obcym ludziom, których intencji nie znał, wszystkie swoje przypuszczenia, dowody i obawy, wchodząc ponownie w szeregi zupełnie nieznanych sobie agentów? Coulson chyba mocno w nich wierzył, ale rzadko kogo naprawdę obdarzał antypatią, jeśli już o tym mowa.
Czy mógłby nie zaufać ponownie swojemu przyjacielowi? Jeszcze niedawno ten sam Phil Coulson rozumiał jego i Nat. Odpowiadał za nich, chronił ich. To on – tak, Phil - przekonał Natashę do przyjazdu z Rosji w samym środku misji, ryzykując jej przykrywkę oraz postęp w operacji, żeby ściągnąć ją do Ameryki, kiedy Loki… To musiało oznaczać, że mu na nich zależało. Traktował swoich agentów niemal jak dzieci, których jego smutny styl życia mu poskąpił.
Ale było też coś. Phil nie był już jego szefem. Nie mógł mu nakazać nic. To w szczególności musi zaznaczyć. Na pewno nie będzie ryzykował ponownym wplątaniem w struktury SHIELD. Sharon nie była w ciemię bita, a Clint wolał się nie przekonywać, jak to jest czuć na sobie wymierzony celownik broni kolegi.
A Sharon chciała chyba powiedzieć bez ogródek, że obaj nie mieli tu czego szukać. Ciężko jej się dziwić.
- Czyli obiecujesz, że ją znajdziemy i nie obudzę się zupełnie nagle w gabinecie terapeuty, gdy ty będziesz jej szukał? – spytał niepewnie, dobrze już znając odpowiedź.
Phil dostrzegł szansę porozumienia.
- Tak… Tak. Zrobimy, co w naszej mocy. – Pokiwał głową i posłał w stronę łucznika półuśmiech.
- I nie grozi mi przymusowe wstąpienie w szeregi twojego zespołu agentów?
Sharon opuściła na nich obu zaciekawiony wzrok.
Coulson dalej się uśmiechał, a ten wyraz twarzy nabierał coraz więcej spokoju i ciepła, jakby z tym pytaniem jego najgorsze obawy znikały na statkach z czarnymi żaglami za horyzontem.
- Nie, jeśli nie wyrazisz takiej prośby. – Pokręcił głową, żeby wzmocnić swoje zaprzeczenie. Jego głowa stanęła nagle. – No, chyba że nadal interesuje cię twoje ubezpieczenie emerytalne – dodał.
Clint zaśmiał się w duchu.
Obaj wstali, za nimi podniosła się Sharon, widocznie zamyślona.
Kiedy wychodzili z budynku tą samą drogą i windą, znów prowadzeni przez agentkę, byli już w znacznie lepszych nastrojach. A na pewno lepszy humor miał Clint, który mimo niespodzianki, jaka spotkała go już na samym początku, czuł większą niż dotychczas nadzieję i dostał nowy zastrzyk energii. Jakieś myśli o Hydrze jednak w zakamarkach umysłu się mu plątały i trochę to osłabiało jego zaufanie do „tego nowego” SHIELD. Postanowił zachować dystans do wszystkich agentów, jakich tam spotka. Wiedział przynajmniej, że jednemu człowiekowi mógł zaufać.
Oddał swoją przepustkę gościa i odwrócił się do Sharon.
- No, nie sądzę, żebyś miała z tym jakikolwiek związek, – zerknął kątem oka na Coulsona, który odsunął się taktownie, odbierając nadchodzące połączenie, - ale… Dzięki. – Zaszczycił ją smutnym uśmiechem.
Skrzyżowała ręce z ważniacką, promienną miną.
- Przypadek – odparła tajemniczym tonem, którego Clintowi nie chciało się analizować. Wyciągnęła do niego rękę, którą ujął i potrząsnął. – Powodzenia, Barton.
- Dzięki. Tobie też. A! – przypomniało mu się coś. – I żebyśmy się nie spotkali w SHIELD.
Zaśmiała się gardłowo i oznajmiła rzeczowo:
- Do tego nie dojdzie.
(Jasne, że nie. Ale na wszelki wypadek nie pozwolę się ponownie zwerbować) Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, myśląc najwyraźniej o tym samym.
Po chwili dołączył do Phila.

***

Do hotelu po jego rzeczy pojechali Lolą, a potem wyjechali poza miasto, gdzie znalazło się nieco przestrzeni do lądowania samolotem.
Kiedy otworzyła się jego klapa, Clint nie mógł powstrzymać westchnienia, które nagle znalazło usta, którym mogło wylecieć.
Phil poklepał go krzepiąco po plecach.
- Niczym się nie martw. Znajdziesz ją szybciej, niż ci się wydaje.
Tak bardzo chciał w to wierzyć, że miła, witająca go już na progu, a ponadto znajoma twarz Melindy May stała się symbolem wejścia między przyjaciół.

7 komentarzy:

  1. No i jest rozdział :)
    Nadal nie wiedomo co z Tashą, ale mam nadzieję, że w krótce ją znajdą, a przynajmniej dowiemy się czy nic jej nie jest.
    No cóż, ta sytuacja z Hydrą i nagłe "ożywienie" Coulsona, nie dziwię się, że Clint i Sharon nie ufają SHIELD.
    Może to i dobrze, że Barton trafił na Phila, przynajmniej agent dopilnuje, żeby Clint nie wpakował się w jakieś kłopoty. Choć znając łucznika, to i tak znajdzie sposób, aby napytać sobie biedy i w końcu (razem z Taschą) ledwo uda im się ujść z życiem, ale dadzą sobie radę, w końcu to Black Widow i Hawkeye.
    Dobra, napisałam coś trzy po trzy, trochę bez sensu. W każdym razie czekam na rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Dziękuję, że wpadłaś :*
      Nie mam pojęcia, jak przedstawić całą historię, skoro "powrót" Nat planuję dopiero w rozdziale XV-XVI. :D
      Łe, Clint jest aż tak przewidywalny?
      Nie było bez sensu. Wszystko się trzyma kupy i myśli widzę samoczynnie podążają we właściwym kierunku :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. A jeśli chodzi o Coulsona, to myślisz o samolocie, którym latali przez pierwszy sezon i czasem używali go w drugim, czy o ten lotniskowiec z końca 2 sezonu (choć nie wiem czy on umiał latać xD)? Jeśli o to pierwsze to nazywali go "Autobus" (lub "Bus") i to był zwykły samolot.

      Usuń
    3. Właśnie o ten z pierwszego sezonu i dziękuję! Przynajmniej nie machnęłam się w notce! :*

      Usuń
  2. Kolejny nudny dzień, sprawdzamy internety o! chybaa dobrze widze że nowy rozdział, c'nie?8*^*
    Zaczynając od pytania, podczas mojego udziału w dyskusji podczas Marvel vs DC i od informacji od moich zagranicznych kolegów prawdopodobnie jest to Helicarrier (pewności nie mam ;_;)
    Kolejny raz zadam to pytanie (tak, musze) gdzie jest Tasha?
    Rozdział jak zwykle oceniam na 12/10 <3
    i czekam na moją Natashe <3 . <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Jak to jednym dniem w tygodniu człowiek może żyć - ty się cieszysz, że jest rozdział - ja się cieszę, że przeczytałaś. :D
      No właśnie, a Helicarrieru to nie miał Fury w obu częściach Avengers - mnie się kojarzy, że był na nim pas startowy i w ogóle, a ten u Coulsona to taki raczej duży samolot, ale wielkie dzięki! Uuuu, zagraniczni koledzy, co? A przystojni chociaż? ;)

      Musisz jeszcze troszeczkę poczekać, obiecuję, że Nat już niedługo się pojawi - no w końcu nie przewidziałam, że historia będzie trwać przez sto rozdziałów. Obliczam, że skończy się jakoś na trzydziestu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Przyjaciele? Praktycznie spotkaliśmy się raz na festiwalu ale fajnie było spotkać kogoś kto lubi to co ty, to są plusy takich konwentów/festiwali. Teraz sobie gadamy na skypie o serialach i filmów ;)

      Usuń

Zostaw jakiś komentarz! Będzie mi miło i nie zapomnę się odwdzięczyć ;)