Moi drodzy! Tym razem mam dla was ważną informację! Na następny rozdział będziecie musieli poczekać nieco dłużej. Wyjeżdżam nad morze na dwa tygodnie i nie będę miała za wiele czasu na pisanie :/ Mam nadzieję, że nie zrazicie się przez to i będziecie czekać z podwójną cierpliwością. Będę za Wami strasznie tęsknić, ale jeśli to tylko będzie możliwe, odpiszę na wszystkie Wasze komentarze.
Z góry ogromnie Wam dziękuję za zrozumienie ;)
No to zapraszam!
***
Clint
nie mógł się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć sobie kawy z automatu. Przespał
resztę nocy wyłącznie dlatego, że musiał, choć w ogóle nie ufał drzwiom w swoim
tanim pokoju hotelowym. Czym dla Hydry było oszukanie takiego zamka? Budził się
regularnie zlany potem, najpierw sprawdzając, czy broń nadal można swobodnie
wyciągnąć spod poduszki, a w następnej kolejności, czy zwinięty dolar nadal
leży bezpiecznie w kieszeni jego dżinsów. Przesoloną jajecznicę i jakieś nijakie w smaku kanapki popił kawą bez mleka.
Kofeina była mile widziana w każdych ilościach.
Mężczyzna w holu głównym biurowca CIA wyglądał, jakby
właśnie wyszedł z siłowni dla kulturystów. Na szerokiej, niskiej szyi tkwiła
jego ogromna głowa. Miał nierówny oddech i wyraźnie męczył się, siedząc za
biurkiem. Clint zastanawiał się, dlaczego ktoś o jego masie nie jest wysyłany
do jakichś poważnych zadań, w których mógłby się spełnić, zamiast robić za
goryla w najbezpieczniejszym miejscu, jakie teraz istniało w Ameryce.
Popijał ostrożnie kawę, próbując nie poparzyć sobie języka.
Wreszcie nadeszła chwila, kiedy mógł odetchnąć głęboko.
Kiedy tylko poprosił o spotkanie z Sharon, facet za
biurkiem spojrzał na jego zmęczoną sylwetkę, pogniecioną koszulkę i szorty, i pociemniała
mu cała twarz. Pewnie pomyślał, że jestem jej chłopakiem, uświadomił sobie
Clint, śmiejąc się w duszy, że w oczach agenta niemal zmaterializowało się
pytanie, czego takiego mu brakuje, co ma jakiś przybłęda. To była głupia myśl,
która wydała się Bartonowi bardzo słodka. Rzeczywiście, gdyby miał odznakę SHIELD,
to by ją pokazał, ale teraz nie dawała ona już żadnych korzyści, więc lepiej
było pozostać incognito, nawet jeśli pół biura CIA miało go znienawidzić za „randkowanie”
z byłą agentką 13.
Sharon nie była w mundurze, miała na sobie coś lekkiego i
dopasowane, granatowe spodnie z dzianiny – nigdy za bardzo nie afiszowała się z
pokazywaniem odznaki, więc i teraz Clint nie zauważył u niej nowego orła. Włosy miała związane w kucyk.
Clint był pewien, że wszyscy w biurze zastanawiają się, gdzie się podziewała
cały ten czas. Carter była miła, odpowiedzialna, miała silny kręgosłup moralny
i obnosiła się dawniej z opinią jednej z najbardziej normalnych i przystępnych
agentek. Początki może i były trudne, ale na pewno do tego czasu zdobyła sobie
już sporą sympatię.
Myślał, że Sharon się chociaż uśmiechnie. Cóż, postąpił trochę
jak dupek. Mógł zadzwonić.
- Mogłeś zadzwonić. – Z jej postawy emanowały rozczarowanie i wściekłość.
Wstał i przełożył gorący kubek kawy do drugiej ręki,
delikatnie trąc poparzone opuszki. Skłonił głowę.
- Przepraszam. To pilne. Bardzo.
Westchnęła.
- Jasne – powiedziała twardo. Ton jej głosu nie wskazywał na
to, że zrozumiała i kiedyś mu wybaczy. – Zawsze w końcu dzwonicie. Ale nie
spytacie, co u mnie, jak leci. Zupełnie jakbym was zdradziła, czy coś. –
Pokręciła głową, po czym zagryzła wargi. – Kogo ja oszukuję, przecież nie
oczekiwałam spotkania przy kawie.
Facet przy recepcji dał mu przepustkę gościa, a potem
Sharon musiała coś podpisać. Dała mu znać, żeby ruszył za nią. Poprowadziła go
przez pusty parter, po którym kręcili się głównie pędzący do pracy
funkcjonariusze. Większość do niej kiwała i uśmiechała się na jej widok, ale
ona świadomie to ignorowała. Przeszła spokojnie do windy, która była pusta.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować... – wykrztusił z siebie, gdy
wchodzili do środka, a Sharon pochyliła się, by wcisnąć guzik z właściwym piętrem.
– Już sam nie wiem, co mam myśleć, o tym wszystkim. Gdyby nie Hydra…
Drzwi się cicho zatrzasnęły, a agentka wybuchła.
- Już nie zasłaniaj się Hydrą, okey?! Nawet nie było cię
wtedy na miejscu. – Zmrużyła gniewnie oczy. Skrzyżowała ramiona na piersi i
oparła się plecami o ścianę windy, patrząc w swoje odbicie w lustrzanej powierzchni.
– Patrzyłam im w oczy i nagle mnie olśniło, bo hej! Jadłam z nim lunch w tamtą
środę! A z nią chodziłam na pilates! Kiedyś wspominała mi o swoim chorym wujku –
chyba miał coś z nerkami. I zastanawiałam się, czy takie rozmowy o wszystkim i
o niczym były tylko przykrywką, choć wiedziałam, że nie były… Rozmawiali tak
normalnie. A teraz celowali mi prosto w serce.
Clint zacisnął dłoń na zawiniętym dolarze, bo przecież
Glocka zabrali mu przy recepcji i choć bardzo tego pragnął, to ten malutki
kształt w ogóle mu nie pomagał. Nieświadomie pomyślał, że Natasha lepiej by się
dogadała z Sharon… (co ja pierdolę?
Natasha była w tym jeszcze gorsza.)
- No – prychnęła Sharon, kiedy drzwi ponownie się rozsunęły
i z lekceważeniem spojrzała na niego. – Mam czasem wrażenie, że wybieram
chujowe strony.
- Daj spokój – przemówił do niej cicho, ze współczuciem i
zupełnym brakiem zrozumienia, czemu w sobie szukała winy za coś, co od niej nie
zależało. – Wybrałaś akurat najlepszą z możliwych dróg.
- Ta. Byłam wierna SHIELD. – Uniosła brwi. – A po tej
stronie zostali najgorsi.
To szczególnie ubodło Clinta, ale powstrzymał się przed
komentarzem, myśląc gładko i chłodno o swojej misji. Poza tym, po części miała
rację. Była ładna, młoda, zaradna, pewna siebie, nic nie mogło jej zatrzymać.
Miała przed sobą dużo lepsze perspektywy niż starszy od niej o dziesięć lat
Barton. Nie ukryła się ani nie poszła na dno z okrętem, tylko przetrwała.
Clint życzył jej jak najlepiej i miał nadzieję, że tylko on
tak nikczemnie zapomniał o swojej koleżance.
Zerwała się, wchodząc do kolejnego obszernego biura,
wypełnionego krążącymi wkoło, niczym satelity, ubranymi swobodnie agentami.
Clint myślał, że Sharon prowadzi go do jednego z odgrodzonych niskimi ściankami
stanowisk, ale nie zatrzymywała się, tylko szła ramię w ramię z nim, prosto do
lekko uchylonych drzwi z zawieszoną na nich tabliczką „Sala konferencyjna”.
Powietrze było tu chłodne i klimatyzacja chodziła cicho jak senne marzenie.
Drogę przeszło im także kilku ubranych w garnitury mężczyzn.
Kiedy weszli do pokoju bez okien, Clint wyczuł zapach skóry
i dymu papierosowego. Zrobiło mu się też chłodniej. Wzrok szybko przyzwyczaił się
do półmroku rozświetlonego jedynie długimi lampami przy suficie. Wnętrze na
pierwszy rzut oka miało symulować bezpieczne, swobodne miejsce – pomieszczenie,
w którym łatwiej zebrać myśli. Zauważył mężczyznę siedzącego na fotelu tuż przy
przeciwnym rogu długiego, prostokątnego stołu. Jego dłonie spoczywały luźno,
bezpośrednio na blacie. Patrzył w dal ze spokojnym wyrazem twarzy i lekko
zmarszczonymi wargami. Clint oniemiał na widok znanych mu rysów twarzy.
- Coulson? – zaświszczał, zupełnie tracąc kontakt z resztą
swojego ciała.
Kawa, którą trzymał do tej pory w dłoni, wyślizgnęła mu się
nagle spomiędzy zmartwiałych palców. Ochlapała mu buty i rozlała się po
ciemnych panelach.
(Co do cholery?
Zmartwychwstał?) Clint był w stanie jedynie patrzeć bezmyślnie przed
siebie, a przez jego mózg przelał się tak obfity oraz spiętrzony strumień
myśli, że nawet gdyby się postarał, to i tak pędziły za szybko, by zawiesić się
i dokładniej namyślić nad którąkolwiek z nich. Automatycznie się wyprostował na
widok swojego zwierzchnika.
Coulson w tym momencie przypominał tak bardzo samego
siebie, że spokojnie mógłby być perfekcyjną halucynacją. Nie było na czym
zawiesić oka, co idealnie charakteryzowało Phila. Wstał płynnie z krzesła,
obchodząc powoli stół ze złożonymi za plecami rękoma.
Clint przeskoczył spojrzeniem do Sharon, żeby się upewnić,
że sam nie odchodzi od zmysłów. Agentka wyglądała tylko na wkurzoną, co było
jego zasługą, ale gdy przyglądała się zmierzającemu w ich kierunku mężczyźnie,
nie przejawiała żadnych oznak zaskoczenia, strachu, czy czujności…
- Ty… to ty żyjesz? Ale jak…? Jak to…? – wykrztusił Barton.
– Przecież włócznia przebiła ci serce! To… Loki, on…
Jeszcze raz rzucił płochliwe spojrzenie na Sharon, która
okazywała niezbędne minimum emocji.
Coulson uniósł brwi.
- Uwierz mi, Clint, jestem tak samo zaskoczony, jak ty. –
Jego czoło się zmarszczyło.
Myśli Clinta krążyły wokół tamtego dnia i czepiały się go,
wykorzystując całą powierzchnię mózgu. Loki. Tak, jasne. Przecież Loki mógłby…
W jednej chwili wyszarpnął broń z kabury Sharon. Zdążył też
umknąć przed jej dłonią i odruchowym ciosem w bok głowy. Coulson zamarł w
połowie drogi z wyciągniętą przyjacielsko dłonią. Barton odsunął się pod samą
ścianę, uznając to za idealną odległość – nie bezpieczną, ani komfortową, ale
chociaż racjonalną. Odbezpieczył broń.
Coulson zrozumiał, że zbliżenie groziło mu powrotem do
nicości, więc uniósł ręce w poddańczym geście. Nie sądził, że Clint tak
zareaguje, ale z drugiej strony, pojawił się zupełnie nieoczekiwanie. Trzeba
było wziąć poprawkę, że uczestniczył w jego pogrzebie, więc musiał być to dla
niego spory szok. W przypadku, jaki reprezentował Barton, można się było
spodziewać wszystkiego – człowiek po przeżyciach odcinał wszystkie bodźce poza
tępą mgłą przeżytych doświadczeń. Doświadczeń bardzo krzywdzących.
Clint hamował przyśpieszony oddech i drżenie uniesionych do
strzału rąk. Pistolet mocno leżał w jego dłoniach. W jego niebieskich oczach
Phil dostrzegł epicentrum sztormu.
Sharon stała w tym samym miejscu, ostrożnie spoglądając na
Clinta.
Coulson nie spuszczając oczu ze strzelca, spytał o coś
półgłosem Sharon, na co odpowiedziała mu tonem pełnym pretensji:
- Jasne, że tak, to biuro CIA! – Potem tylko przeniosła
powoli wzrok. – Barton – warknęła.
- Odłóż broń. Porozmawiajmy – przemówił kojąco Coulson.
Clint skakał po nich przelęknionym spojrzeniem, korygując
szybko linię strzału. Nie umiał świadomie stłumić ściągniętego wyrazu twarzy.
Znał moc berła. Wszędzie rozpoznałby to błękitne światło, które wypala ci pół
mózgu, by zamienić cię w oddanego niewolnika. Wiedział też, że Loki był sprytny
i dokładny. Nie dziwiło go, że teraz też próbował namieszać mu w głowie obrazem
jego przyjaciela. Czy znowu odebrał mu wolność? Clint musiał za wszelką cenę go
wyprzeć!
Ale czy… Sharon z nim współpracowała? Czy nie widziała, że
Loki gra z nim w jakąś okrutną grę?
- Clint, wiem, jak to wygląda, ale to naprawdę ja –
kontynuował niestrudzenie Phil. – Loki zginął. Już jesteś bezpieczny.
(Zginął?) Jedno
słowo, a potrafiło namieszać w głowie bardziej, niż tysiące. (Nie. Czyżby? Czy mógł zginąć? Czy faktycznie
nie próbuje mnie znów zniewolić? Tak).
Clint spojrzał głęboko w oczy Phila. Sharon czekała bez ruchu. Krwawa
łaźnia w biurze CIA była ostatnim, co chciała.
Coulson. Na pewno on. Nikt inny.
Był trochę jak zagubiony chłopiec (…nastolatek…), którym pozostał gdzieś w środku. Którym dla Phila
był zawsze. Od ich pierwszego spotkania.
Burza minęła, ale pozostały jej wszechobecne ślady
zniszczenia.
Kiedy lufa powoli opadła, Sharon przyskoczyła, by odzyskać
broń. Clint jednak odsunął pistolet poza jej zasięg, zabezpieczył go i odrzucił
gniewnie na podłogę.
- No to… ten… Ekhem. Jak Chrystus? – Ironia ledwo przeszła
przez ściśnięte, suche gardło Clinta.
Coulson zamrugał z ulgi.
- Odmawiałem wzięcia urlopu, więc zwolnił mnie na polecenie
z góry. – Kiedy to powiedział, uśmiechnął się nerwowo. Chciał podejść i
uścisnąć przyjaciela, ale gdy tylko poruszył się z miejsca, Clint błyskawicznie
zareagował, choć wyglądał, jakby solidnie kręciło mu się w głowie. Phil przełknął
ślinę, widząc wymierzony w siebie palec łucznika. Ostrzeżenie.
Sharon westchnęła i obeszła
Clinta, zmierzając w kierunku leżącej kusząco na posadzce broni.
- Fury? – upewnił się Clint.
-
Fury dba o swoich. – Przytaknął poważnie Coulson. Wygładziło mu się czoło.
- Fury się zmył – zironizował Clint,
na co jego rozmówca przestąpił z nogi na nogę. Barton nadal czuł się niepewnie,
ale rzucając okiem na czujną Sharon, włożył ręce do kieszeni. – A co tu robisz?
Sharon usiadła na blacie stołu,
oparłszy stopy na dwóch krzesłach.
- Coulson próbuje mnie zwerbować.
- I czuję, że już jestem bardzo
blisko – dodał z uśmiechem Phil. Po minie Sharon Clint stracił nadzieję, że
szybko załatwi swoje sprawy.
Właściwie, jego szalona krucjata mogła się właśnie skończyć pod wejściem głównym biura.
Hej. Życzę ci miłego wyjazdu, szkoda tylko, że rozdział się opóźni. U mnie rozdział pojawi się jak najszybciej będę w stanie go skończyć, ale jeszcze nie wiem kiedy :(
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału. Shanon w CIA, no nieźle :) Czyli Clint chciał zbadać ten piasek, który znalazł na dachu?
A zamiast tego spotkał swojego "zmarłego" przełożonego :) Dobrze, że nie dostał zawału. Coś czuję, że Coulson będzie się musiał nieźle tłumaczyć. A tak w ogóle to Coulson reaktywuje SHIELD? To do tego próbuje zwerbować Shanon?
No będzie się działo. Zaczekamy, zobaczymy :) Pozdrawiam i życzę weny, oraz udanych wakacji.
Dziękuję, wakacje będą super ;)
UsuńNajbardziej mnie martwi to, że ty nie możesz skończyć pisać rozdziału Masz jakąś blokadę? Mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz z nowymi pomysłami, a tymczasem to wiesz ;) ENJOY SUMMER.
Sharon dostała się do CIA już w Cap 2 na końcu Tak, chciał zbadać piasek (czy tylko dla mnie to głupio brzmi? xD)
Tak, to taka spóźniona reaktywacja, no ale zawsze ;)
Pozdrawiam również <3 Tęsknię.
pięć minut po opublikowaniu rozdziału: http://gif2.ask.fm/animated_gifs/006/977/370/368/animated/tumblr_nhr4trKw1U1tmb45ao2_500.gif
OdpowiedzUsuń*Już po rozładowaniu emocji zabieram się za czytanie, 20 minut później*
Ja tu widze napiętą linie między Sharon - Clint ale chciałabym zobaczeć też Natasha zaprzyjaźnia się z Sharon 👌 tak to byłby piękny widok 😂 TAK, TAK, TAK 3x. Jest Coulson ♥ no takie coś przyjme z wielkim uśmiechem 🔥 Po raz 33489574338 zadam pytanie, gdzie moja Tasha? </3 Tęsknie za nią, naprawdę ;c JA NIE WYTRZYMAM, NIE DAM RADY. BĘDE MUSIAŁA Z WIELKIM ZAPASEM ŻYWIENIOWYM WYCZEKIWAĆ 25/8 (a nie, 24/7 XDD ) TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI🙌
Dziękuję za komentarz!
UsuńPięć minut powiadasz? Tak, opublikowałam rozdział o 12.47 a ty komentarz napisałaś o 23.27, więc musiałaś się bardzo namyślić, z tego, co widzę. :D
Hahah, wariatka :*
Pozdrawiam znad słonecznego Bałtyku. I oby pogoda się utrzymała. ;) Tobie też życzę jakiś innych niż mój blog wrażeń z tegorocznych wakacji. Bye.
Trzymam kciuki. Przeżyj.
hahah, no można tak powiedzieć
UsuńNie miałam neta by skomentować od razu