sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział VII

Nareszcie te wakacje!
Boże, nie macie pojęcia, jak za nimi tęskniłam. Zaczęłam je jak w prawdziwej starej szkole z przytupem ;) I mam nadzieję, że wy też! Wybaczcie, że znów dzień się spóźniłam, ale trzeba się cieszyć, że tylko jeden!
Macie jakieś plany? Bo ja... Będę się uczyć. No, matura, rozumiecie. I naturalnie zamierzam szukać weny, gdzie tylko się da.
A tak w ogóle to wiecie co? Rozejrzyjcie się jak pięknie tutaj. To dzięki kochanej Ress, która ma jeszcze wspanialszego bloga, naprawdę, chociaż nie chce wejść na pocztę i odebrać mojej wiadomości xD. Aha! No i jeszcze jakoś w tym tygodniu wybiło mi 1000 wejść, co też jest naszym wspólnym osiągnięciem.
Pozdrawiam i czekam na wasze komentarze.

***

- Nie zgadzam się.
Clint wywrócił oczami i westchnął z udręką.
- Nie pytam cię o zdanie – zadeklarował odważnie Clint, ale poczuł się na tyle winny swojej decyzji, że spuścił wzrok. Oczywiście, że miał pojęcie, co mogła dla Mścicieli oznaczać jego ucieczka. Starał się nie myśleć, że jest egoistą. Starał się myśleć, że robi coś, co powinien zrobić, bo tak trzeba. - Steve, ile lat służyłeś w wojsku? Nikt nigdy nie wspominał ci, że straszny z ciebie służbista?
Steve był wzburzony, że rozmowa powoli robiła się osobista, choć nie powinna, bo mówili o sytuacji, w której wszyscy mogliby zostać zagrożeni. Chciał uniknąć wynurzeń.
- Clint, rozumiem cię. To twoja przyjaciółka.
- Nie chcę współczucia – bronił się Barton, powstrzymując u siebie wybuch irytacji. – Chcę ją znaleźć. Wrócić z nią tutaj.
Kapitan zacisnął usta i jeszcze raz lekko pokręcił głową. Czemu się nie zgadzał? Fakt, że Clint i tak go nie posłucha, chyba Steve’ owi umknął.
- Mam gdzieś twoje upoważnienie, Steve. Ty też olałeś rozkazy, kiedy szło o Bucky’ ego. Nie potrzebowałeś z nikim niczego konsultować. Może i postąpiłeś pochopnie, ale wiedziałeś, że tak trzeba. I nie zrobiłeś tego raz! Nie wiem, co cię z nim łączyło. Nieważne. Ja jej obiecałem. Obiecałem sobie, że nigdy nie zostawię przyjaciółki na łasce wroga. I wiesz...? Nie dbam o to, co powiesz, żeby mi to wybić z głowy.
Patrzył na niego palącym, żarliwym wzrokiem, nie panując nad słowotokiem, który właśnie z niego uleciał. Steve wypuścił szybko powietrze, jakby go uderzono. Patrzył na Clinta wielkimi oczami, jakby ten próbował go złamać. To nie był cios. To nie był atak. Clint nie powiedziałby tego w żadnym przypadku. Łapanie się brzytwy zawsze było trochę nieprzyjemne i raz za razem potem Clint czuł się, jakby sobie zaprzeczył. Ale czy Rogers miał prawo stanąć mu na drodze, kiedy chodziło o świętą obietnicę?
W końcu pomyślał, że Kapitan umywa ręce, co oczywiście natychmiast zrozumiał. Bo oskarżył go o hipokryzję i co, w jego mniemaniu trochę przerażające, Steve przyjął bez sprzeciwu.
Kiedyś to bezmyślne klepanie językiem go zgubi.
Clint ożywił się i natychmiast postanowił się zmyć, zanim wróci reszta zespołu i będzie się musiał oswobodzić z upartych pytań. A najbardziej bał się chyba jak ognia, samego Starka. Nie zabrał ze sobą żadnej broni oprócz własnego łuku i kołczanu oraz tego, co sam posiadał, żeby zostawić drużynie wszystko, czego potrzebowali.
Trzeba było od czegoś zacząć, więc Clint wrócił do miejsca, gdzie Natasha była ostatnio. W te okolice wrócił taksówką. Już zapomniał, jak się podróżuje na misji. Latanie wszędzie jetem było takie wygodne, że przeszłość spędzana w taksówkach, samolotach w klasie ekonomicznej, zapchanych metrach i autobusach straciła na wyrazistości. Ale podróż na ubrudzonym keczupem tylnym siedzeniu szybko ten obraz odtworzyła.
Oczywiście trwała noc i ruch stanowczo zmalał. Niełatwo było to stwierdzić, ale w końcu Clint doszedł, że jednak nikt go nie śledził. Ludzie poruszali się mozolnie i bez pośpiechu, czyli tak jak zawsze powinni. To jednak było spore zagrożenie, nie tylko na drodze. W ciemną noc jak ta budziły się ciemne uliczki Nowego Jorku, neony ożywały, niektóre mrugając nieśmiało, a inne lśniąc jak, nie przymierzając upadłe gwiazdy. Na każdym tabloidzie była jakaś kobieta. Wszędzie się od nich roiło, ale Barton starał się omiatać tłum wzrokiem.
Ciekawe, czy ktoś już powiadomił policję o zaginięciu Nat, zastanawiał się. Nie mógł jednak odpowiedzieć sam sobie na to pytanie, bo kierowca nie słuchał akurat radiowych wiadomości. Również ciekawiło go, co się stało z Elise. Zwyczajnie wyparowała. Może znaleźli już jej ciało? Clint szanował to, że praktycznie uratowała im tyłki, ale jakoś... Poczułby się pewniej, gdyby wiedział, że Elise została zabita przez tych drani. Głupie, choć nie całkiem zidiociałe myśli chodziły mu po głowie.
Dotarł na miejsce szybciej, niż przypuszczał. Wręczył taksówkarzowi parę banknotów z własnej kieszeni – to kolejna rzecz, której dawno nie używał, będąc bliskim znajomym miliardera. A portfel chyba za nim nie tęsknił i drastycznie schudł.
Musiał taszczyć ze sobą całą swoją torbę sportową, której zawartość musiała wystarczyć na czas, jaki spędzi poza wieżą. Nie mógł angażować w to wszystkich, w końcu Clint sam podejmował za siebie decyzje. I zdecydował, że Mściciele poradzą sobie bez niego w łatwym przechwyceniu Hammera. Pozostali przecież radzili sobie wówczas podczas inwazji (choć Clint nie umniejszał swojej roli – no przecież ci sami niezwykli herosi, ot tak wypuścili Lokiego z Helicarriera).
Wszedł na szczyt budynku schodami przeciwpożarowymi i stanął w miejscu, gdzie wszystko leżało. Wyglądało prawie normalnie. Nieprzemakalna folia zalegała rozwinięta przy krawędzi, mały plecak opierał się obok. Clint rozejrzał się za lornetką i dostrzegł ją rzuconą jakieś trzy metry dalej. Podniósł ją i zważył w dłoniach, nie wstając z kucek.
Użyła jej, by się obronić, pomyślał, zauważając drobinki szkła w miejscu, w którym stał jeszcze pół minuty temu. Kto to mógł być? Zapewne mieli nad nią przewagę liczebną, niekoniecznie dużą, ale wystarczającą, żeby ją przechwycić.
Tak. Ktoś złapał ją w pasie. Musiała szybko reagować. Miała w ręce lornetkę. Może na chwilę wyeliminowała jednego napastnika, a potem doskoczył następny. Mogła zawirować, jak to ona potrafiła i złamać facetowi rękę. Następnemu założyła dźwignię w chwili, gdy kolejny już ją miał.
Nic nie wskazywało na szamotaninę, więc pewnie ją podnieśli. Może mieli przy sobie jakieś gówno, które jej zaaplikowali. I to była końska dawka, bo po zwyczajnej, tej, którą lekarz jej podawał, kiedy Clintowi udawało się namówić mistrzynię w zabijaniu na wizytę, Natashę tylko czasem mdliło. A i tak zwykle Clint namawiał ją, żeby wzięła znieczulenie.
To wspomnienie było miłe, ale równie efemeryczne, co pogoda.
Dobra, tylko co teraz? Może znajdzie jeszcze coś, co go upewni, kto do diabła miałby chcieć porwać Czarną Wdowę. Przecież to brzmiało absurdalnie. Clint jakieś siedem lat temu przyjął najgłupsze zadanie z możliwych, a wiedział, że istniała szansa, iż nie wróci. Nie miałby nawet co liczyć na trumnę.
A przecież miał szczęście.
Zwykle je miewał. Los go po prostu lubił. Nawet Natasha raz to przyznała. To była jedna z misji po jej przystąpieniu do SHIELD. Agenci dowodzący gdzieś się zagubili, a potem już wszystko się posypało. Clint nie pamiętał, jak to się stało, że nagle coś go ogłuszyło. Zanim zauważył, że Natasha osuwa się na ziemię przy ścianie. Nie miał nawet chwili, żeby pomyśleć, że go zdradziła, co mu samo w sobie nie pasowało.

Clint obudził się z głową tak ciężką, że leżąc ze związanymi w wysoce niewygodnej pozycji rękoma, czuł się jak żelazna kotwica, która zaryła o kamieniste dno morza. Dzięki chłoszczącemu go po skórze deszczu zdołał szybciej się przebudzić, ale co za tym szło, odkrył również, że gdzieś wcięło prawie całą górną część jego munduru, nie licząc kilku pozostałych skrawków (ale nie nitek – to nie była dzianina; Clint nie wiedział, z czego szyto ubrania SHIELD, ale pierwsza próba wyprania ich była jego ostatnią). Poruszył głową na poziomej powierzchni, na której ją położył i wyczuł pod policzkiem sporo kleistego piasku, który miał też w ustach. Oczu nie otworzył, póki nie zdał sobie sprawy, co się właściwie działo.
Przede wszystkim musiał zignorować tępy ból w jego głowie, który zdawał się zaciskać niczym imadło na miejscu w mózgu od jasnego myślenia, którego teraz potrzebował. Stłumił paskudny jęk dochodzący z gardła i wtedy dopiero mgliście zauważył, że ktoś niedaleko coś tam mamrotał.
Natasha? Bał się uchylić powiekę choć na moment, ale w końcu przekonał się, iż może to mu uratować życie. Im.
Nieznany mu punkt pod czaszką zapulsował, gdy Barton rozejrzał się szybko, ignorując wpadające mu do oczu, uszu i gdziekolwiek jeszcze krople wody. Kajdanki na nadgarstkach przytwierdzone były do zimnego metalowego uchwytu. Clint zobaczył ciemną powierzchnię, na której leżał, jaka zlewała mu się w pierwszej chwili z całym, otwartym nad nim nieboskłonem. Później – powoli – wyodrębniał kolejno przedmioty: raz dalsze, raz bliższe, co dawało efekt kompletnego pomieszania rzeczywistości i bajzlu nie z tej ziemi. Oprócz głowy bolały go jeszcze całe żebra (połamane) i lewa część twarzy (znając jego szczęście, pewnie pierwszego całego hamburgera zje dopiero po pewnym czasie).
Najbliżej niego stało mokre krzesło, a na nim zapięta torba, w podobnej odległości, ale bardziej na prawo zamknięta w uścisku żelaznych obręczy klęczała jakaś zgięta w pół postać. Na chwilę Bartonowi zamgliło się spojrzenie, a potem poznał swoją partnerkę. Cicho obserwował wszystko, co było oprócz niej w ich okolicy.
Zobaczył swój łuk i kołczan razem z bronią Nat odrzuconą, jednak najprawdopodobniej w dobrym stanie. Clint obiecał sobie, że postawi temu cwanemu skurwysynowi piwo za brawurowe strzelenie sobie w stopę.

Wspomnienie zamknęło się nagle w jego głowie jak zrzucona z regału książka. Dopiero zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma w dłoni rozwaloną lornetkę.
Szybko powrócił do własnych realiów. Coś błysnęło do niego z niedaleka, (Bingo!) odbijając światła rzucane przez lampy uliczne i zielony neon klubu nocnego. Na rozsypanej warstewce piasku naniesionego przez czyjeś buty dostrzegł malutkie drobinki metalu w odbitym krzywo śladzie buta. To musiał być olbrzym. Clint nosił standardową czterdziestkę czwórkę. Przez chwilę skojarzył, że Natasha wspominała mu kiedyś, że faceci z dużymi stopami są boskimi kochankami. Roześmiał się. Miał stopy większe od Barney’a. A potem coś wskroś przeszyło jego ego: co miała na myśli, mówiąc „boscy kochankowie”?
To była myśl, która zwykle poprawiała Bartonowi humor. Miał ich jeszcze parę, kilka związanych z Natashą, choć nie znali się nie wiadomo jak długo, to wspólnie skutecznie przyciągali kłopoty.
Teraz przyklęknął ponownie z ponurą miną, bardzo ostrożnie sięgając po pojedynczy banknot, żeby zawinąć w nim próbkę piasku z drobinkami o różnych kształtach. Wystarczyłoby go pewnie niedużo, ale Clint nabrał go najwięcej, jak mógł i zamknął dolara w dłoni. Nad głową przeleciał mu policyjny helikopter, który z wiadomych powodów kręcił się po okolicy – w końcu zaledwie przecznicę dalej miało miejsce starcie z Hydrą.
Pośpiesznie zabrał wszystko, co Natasha zostawiła na dachu, zanim którykolwiek z funkcjonariuszy skojarzył atak grupy terrorystycznej z samotnym, czającym się poza zasięgiem wzroku osobnikiem. W końcu nie bez powodu mówi się, że winny zawsze wraca na miejsce zbrodni.
A stawka poszła w górę.

6 komentarzy:

  1. Czy ja dobrze widze że pojawił się nowy rozdział? *^*
    moja reakcja: http://24.media.tumblr.com/73ed71e10e0ef34ddb89714c224989e1/tumblr_mi57c53sf11r9ed9eo1_500.gif
    Ale wróce do komentarza
    >O mój boziu. Clint taki wojownik, wraca z Natashą albo w ogóle *-*
    >Ponawiam pytanie: co z Elise? Zniknela od tak i nikt nic nie wie i nie słyszy :<
    >Zwolnijmy troszczkę, Natasha zdradziła naszego Bartona? Że co? Niech ktoś mi powie że nie umiem czytać, błagam .-.
    BŁAGAM CIĘ, WYPUŚĆ JAK NAJSZYBCIEJ NEXTA!!
    http://media.giphy.com/media/Q8Zs9xIPTpmZq/giphy.gif

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Twoja reakcja wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy ja zobaczyłam twój komentarz ;)
      Dziękuję za niego, naprawdę.
      O Elise ciężko mi mówić, bo ona w sumie nie odegra aż tak znowu znaczącej roli i mówię ci to tak nieogarnięta osoba, że zaplanowane mam już mniej więcej wszystkie punkty kulminacyjne i najciekawsze momenty, wiec...

      Nie umiesz czytać :D A poważnie: przeczytaj jeszcze raz ;)
      Chciałabym wypuścić Nexta szybciej niż za tydzień, ale to chyba nie będzie możliwe :/
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Hej. Cieszę się, że jest nowy rozdział. U mnie jest gorzej: jutro rozdziału nie będzie i nie wiem kiedy uda mi się go dokończyć.

    Ale wracając do rozdziału:
    Co z Tashą? Gdzie ona jest i co to za szamotanina? Czy ona żyje? W jakim jest stanie i kiedy Clint ją znajdzie? Kto za tym wszystkim stoi?
    Chyba trochę przegięłam z tymi pytaniami ;)
    No cóż, poczekamy, zobaczymy. Mam nadzieję, że wkrótce się wszystko wyjaśni no i znajdą Natashę i Elise.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dziękuję za komcia!
      Oj, szkoda :/ Miałam nadzieję, że jednak będzie, no ale - cóż, przeżyję, jeśli trzeba.

      I naprawdę chcesz, bym odpowiedziała ci na te pytania? :D
      Odrobinkę przegięłaś a mnie jest tak głupio, że muszę ciągle milczeć!

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Wystaw neeeext!
    Wpadlam tu na chwilę z bloga Ani Wamp i się zakochałam! Świetnie piszesz :)
    Utop się w morzu weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję, że się chociaż odezwałaś ;)
      Cieszę się, że ci się spodobało, ale rozdział pojawi się dopiero w weekend ;)
      Dziękuję, Tobie życzę tego samego.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Zostaw jakiś komentarz! Będzie mi miło i nie zapomnę się odwdzięczyć ;)