poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział V

Moi drodzy! Nieustannie zbliżający się okres lata nie jest mi obojętny i wierzę (mam nadzieję, że nie na darmo) że dla was znaczy tyle co i dla mnie.
Nie, to nie jest wstęp do pożegnania, ani notka o zawieszeniu. Przepraszam, że musieliście czekać dwa tygodnie, ale miałam trochę do nadrobienia - czyt. m.in. sezon trzeci "Gry o tron" - tak, teraz żałuję, że go obejrzałam, bo będę angstować, że rodzina, którą uwielbiałam właśnie pozostała w strzępach tylko po to, żeby reszta bohaterów miała o kim rozmawiać w sezonie czwartym.
Aniu, obiecuję, że skomentuję rozdział!
A teraz zapraszam do czytania.

***
Kiedy limuzyna, w której siedzieli Clint i Tony pojawiła się przy końcu czerwonego dywanu, tłum zgromadzonych wokoło ludzi zareagował piskiem i owacją. To był pierwszy raz, kiedy ktoś w taki sposób powitał Bartona. Serio, laski w liceum nie interesowały się indywiduami jego pokroju. Wokół falowało w chaotycznym uwielbieniu mnóstwo bezbronnych cywili (prawie jak w Stuttgarcie - pomyślał Clint), nieprzejmujących się w ogóle szalejącymi po świecie tajniakami Hydry, a mimo to wyglądało na to, że świetnie się bawili.
Ktoś z zewnątrz natychmiast otworzył im drzwi i Stark z roztargnieniem pomachał do tłumów, wychodząc. Clintowi nie bardzo się śpieszyło, ale nie zapominając o włożeniu ciemnych okularów, które rzekomo miały doskonale chronić jego wzrok przed fleszami aparatów podążył w ślady geniusza.
Fotoreporterzy i paparazzi natychmiast włączyli się do gry.
- Panie Stark! Proszę tutaj!!
- Proszę tutaj!
- ...Czy mógłby pan skomentować ostatnie wydarzenia dla CBS?
Clint obawiał się, że błyskające lampki na chwilę go zamroczą, albo że nagle zrobi się zwarcie w jego komunikatorze. Albo, że nie usłyszy już nic przez wrzeszczących redaktorów, machających mu przed nosem mikrofonami. Nie spodziewał się deszczu. Mżyło tak mocno, że aż się zdziwił, widząc, że nikt poza nim tego nie zauważa. Piszczące nastolatki wyciągały do nich kompletnie zmoczone ręce przez barierki i uśmiechając się i skandując coś dziwnego poprzez spływający im po twarzach tusz do rzęs. Raczej rzadko miał czas na oglądanie sprawozdań z tego typu ceremonii i wydawało mu się (tak, tak, to dosyć naiwne), że nigdy wtedy nie pada, a nikt nie ma prawa zmoknąć. Uznał jednak, że jest bardzo miło zaskoczony. Czerwony dywan nie mókł na pewno. I nie osadził się na nim ani pyłek brudu, choć Tony przepisowo się spóźnił, a tą drogą musiał przejść już tabun ludzi.
Nad nim na szczęście natychmiast stanął mężczyzna, osłaniający go przed deszczem sporym, lśniącym parasolem.
A mieli tu ponoć przybyć incognito.
Incognito nie klei się do Tony' ego w żaden sposób.
Obaj mieli na sobie tak drogie garnitury, że Bond w swoich wyglądałby jak szykowny kloszard.
Niespodziewanie jeden ciepły, szczerze ucieszony głos nadszedł od strony głównego wejścia, do którego obaj się kierowali.
- Anthony! - Przed nimi pojawiła się smukła, elegancka brunetka wystrojona w elegancką kremową sukienkę do połowy uda i uśmiechającą się ponętnie do nich obu. Kiedy do nich podeszła, nie spuszczając Starka z oczu, wokół podniosła się wrzawa reporterów. Objęli się przyjaźnie. - Nareszcie!
Clint stawiał na to, że była to jedna z dziennikarek, bliżej zaznajomionych z Tonym, które zaliczały się do listy jego jednonocnych romansów. Większość z nich liczyła na coś więcej i łudziła się, że teraz znany miliarder stanie się ich znajomym, który dobierze sobie krawat do koloru ich sukienki.
Ściskali się wystarczająco długo, by paparazzi zrobili kilka ujęć.
- Chodźmy, Tony. - Prawie ciągnęła go za rękaw, tak jak rozkapryszone dziecko prosi rodzica o nową zabawkę. - Wszyscy na ciebie czekają.
Kiedy szli między krzyczącymi z obu stron nastolatkami, Tony tylko odwrócił się do Bartona z wieloznacznym uśmiechem.
- Te osiemnastki...
Clint podążył za parą, ale po chwili zrozumiał, że dziennikarka nie chce mieć w okolicy przyzwoitki, więc zaszył się gdzieś w tłumie, próbując rozpoznać gości. Facet z parasolem ulotnił się zaraz po tym, kiedy Clint przekroczył spore poły głównych drzwi, udekorowane spływającymi z marmurowych filarów girlandy metalowych kwiatów. Clint musiał ich dotknąć, bo nie wierzył.
Spotkał kilka znajomych twarzy, ale, jak już zaczął gubić się w nazwiskach, postanowił trochę odpocząć od kłębiącej się chmary celebrytów.
Całkiem przypadkiem spotkał Rhodey'a, kręcąc się przy szwedzkim stole, zepchniętego do kącika wypoczynkowego (nie kącika - kąciska, upomniał się w myślach).
Jak na razie sytuacja wydawała się opanowana, ale Clint stał się odrobinę nerwowy. Jedwabny kołnierzyk drapał go po brodzie. Musiał rozpiąć trzy guziki i poluzować krawat.
Wtedy uaktywnił się jego komunikator.
- Nie siedź jak wapniak, tylko zagadaj do kogoś - odezwała się Natasha z lekką drwiną.
Rozejrzał się wokoło dyskretnie. Parka przyjaciół siedząca niedaleko świetnie bawiła się we własnym gronie, ale nie miał złudzeń. Gdyby zaczął do siebie gadać, to każdemu wydałoby się podejrzane.
Nie mógł się jednak powstrzymać.
- Jak pogoda, Romanoff? Bardzo zmokłaś?
Uśmiech załaskotał go w policzki, kiedy o to pytał.
Może i nie dostała mu się najlepsza fucha na tej misji, ale nie musi leżeć w kompletnym bezruchu ulicę dalej w kałuży deszczówki i starać się ignorować, że staje się żywą gąbką. Kostiumy SHIELD nie namakały wodą. No, przynajmniej do pewnego czasu. Najpierw czujesz zimno, mimo że krople wody nie dostają się pod materiał. Wilgoć jest jeszcze gorzej odczuwalna. To nieprzyjemne uczucie ciężko jest opisać, ale wyobraźcie sobie jeszcze tę beznadziejną bezradność, kiedy nie możesz się poruszyć, żeby nie zdradzić swojej lokalizacji. To musi przeżywać Nat.
Wyobraził sobie, jak teraz obserwuje go przez lornetkę i zastanawia się, jak go pobić.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz - mówiła poważnie.
Wypił łyk szampana, zanim odpowiedział, zauważając rumieniącą się pod jego spojrzeniem piękność w kraciastej sukience za kolano.
- Bywałem na ciekawszych pogrzebach.
- Gdzie twoja imprezowa dusza?
- Czeka na pierwszy taniec - powiedział i westchnął.
Wyobraził sobie teraz, jak Natasha zatrzymuje spojrzenie na kilku gościach, jak ocenia czy mogliby być ich wrogami. Jak w myślach porównuje twarze z tymi, które zna.
Mógł tak z nią rozmawiać szyframi, tajnym kodem przez wiele godzin. To nigdy nie działało poza misją, kiedy zaczynał rzucać aluzje do ich tajniackich rozmówek, nie potrafili nic wymyślić. Miało to swój urok.
- No to się szykuj. Masz paru tancerzy po lewej.
Musiał się przełączyć na szpiegowski tryb, żeby dostrzec taksujące spojrzenia najwyżej dwóch mężczyzn po swojej lewej stronie. Dwóch? Co z tą Hydrą? Oszczędza na agentach, czy co?
Clint zmarszczył brwi, ale postanowił nic nie mówić, bo może jednak kogoś przeoczył.
Ciekaw był, co też porabiał Tony. Postanowił go wystawić, czy mimo wszystko stanie po jego stronie, kiedy dojdzie do starcia? Nie dawało mu to spokoju. Gdyby powiedział, że nie spał przez to po nocach, to mógłby trochę sprawę wyolbrzymić, ale niepokoiło go, że tak słabo zna Starka. Nie wiedział, czego może się spodziewać.
Im dłużej się zastanawiał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że geniusze nie mogą być ludźmi. Ludzi się czyta jak książki, a geniuszy jak rachunki.
Westchnął i ostatni raz wychylił kieliszek.
Znalazł Tony’ ego w samym centrum całej imprezy, dość zrelaksowanego od zmieniania trunków w wirze przedniej zabawy. Kobieta, która go wprowadziła uwiesiła mu się na ramieniu.
Kiedy tylko brunetka go spostrzegła szepnęła coś Tony’ emu na ucho i podeszła do niego. Stark nie zwrócił uwagi, że go opuściła, albo naprawdę niewiele go to obchodziło.
Najpierw wyjęła coś po cichu z torebki, po czym sięgnęła tym czymś do ucha. Clint domyślił się, że dostrajała komunikator, którego nie było widać pod spływającymi jej falami na barki włosami. Wzięła go pod ramię i z uśmiechem prowadziła w stronę prywatnych pokoi.
- Macie szczęście. Hydra nie wystawiła za dużo ludzi. Hammer ma zaledwie paru ochroniarzy – mówiła, bez problemu nadążając za ogromnymi krokami, jakie Clint stawiał.
Spojrzał na nią z mieszaniną ulgi i zadowolenia.
- Pójdzie szybko. Dzięki tobie, Elise.
Kiwnęła głową po królewsku, co od razu się Clintowi spodobało.
- Miło było cię znowu zobaczyć, Sokole Oko. – W oczach mignęło jej coś, kiedy to powiedziała.
Wpuściła go do pokoju i zamknęła cicho drzwi, zostawiając go samego.
Barton przeszedł od razu do sypialni, gdzie leżała już otwarta walizka z ułożonym w środku starannie sprzętem. Elise dzięki swoim wtykom udało się przemycić jego łuk i kołczan a także zbroję Iron Mana w osobnej walizce, ponieważ nikt niczego nie podejrzewał, gdy przywieziono z nią sześć toreb. Poza tym Clint nie był ciekaw, czy przemyt przebiegł pomyślnie, a jeśli nie, to co Elise zrobiła, jednak w końcu wyszkolono ją do zaskakiwania. To było konieczne. Gdyby Tony zaczął wykładać broń na czerwonym dywanie, przed telewizją i ochroną, mogliby sobie raczej tylko galę pooglądać z zewnątrz.
Przy okazji ściągnął garnitur, pod którym miał kombinezon.
Steve miał się odezwać, jak tylko Clint narobi trochę zamieszania i zwabi wszystkich ochroniarzy (jak w Stuttgarcie... jak w Stuttgarcie...).
Clint usłyszał, że Elise przekroczyła próg, cicho zamykając drzwi i wyszedł jej na spotkanie, biorąc ze sobą walizkę Tony’ ego oraz swój ekwipunek.
Ale nie usłyszał ani jednego słowa, a jedynie poczuł czyjąś obecność.
Potem doszły do niego spokojne szepty dwóch osób. Nie wycofywał się. Od nieznajomych dzieliła go może tylko działowa ściana, którą architekt postawił, żeby zapewnić gościom miejsce do ustawienia walizek. Stał, pilnując, by się nie zdradzić.
Gdzie była Elise? Czy tamci coś jej zrobili?
Spokój, nakazał sobie w myślach Clint i przyłapał się, że nawet tam prawie że szeptał.
Musiał coś zrobić.
Ci pechowi faceci właśnie stanęli mu na drodze do wykonania misji. Ale miał nadzieję, że goście, których uznał za agentów, są tylko biednymi fujarami, próbującymi się spodobać ślicznej dziennikarce.
Tylko w tym samym momencie…
- Clint, Hammer się zmywa. Plan nam się wali.
Usłyszał jeszcze parę topornych odgłosów i linia się urwała, a on sam nie wiedział, co najpierw do niego dotarło.
To, że znalazł się w czarnej dupie.
Czy to, że przez jedną sekundę głowa napuchła mu, eksplodowała, a to wstrząsnęło podłogą na tyle, by stracił oddech.

4 komentarze:

  1. Hej. Już się nie mogłam doczekać tego rozdziału :)
    Bardzo fajny. No i to zakończenie, co tam się stało? :D
    A właściwie co to za gala i dlaczego oni śledzą Hammera (jeśli było to wyjaśnione, w którymś wcześniejszym rozdziale to przeraszam, ale musiało uciec mi z pamięci)?
    Ciekawe jak Barton wybrnie z tej sytuacji i co tam się będzie działo? Rozruba na bankiecie :)
    Czekam na twój komentarz. Uwielbiam je, bo są takie wyczerpujące ;)
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :*
      I dzięki, za bardzo miłe słowa z twojej strony.
      Nie, nigdzie o tym nie wspomniałam, bo to mój zabieg, żeby przenieść akcję trochę w przód, prosto w miejsce, gdzie zacznie się coś dziać :p Taki ze mnie leń, niestety.

      Fakt, ostatni mój komentarz był wyczerpujący :D
      Również pozdrawiam i też podzielam tę nadzieję, oraz że podołam twoim wymaganiom - jakkolwiek by tego nie nazwać.

      Usuń
  2. O mój Boże, dlaczego nie trafiłam tu wcześniej :(
    > blog o avengers = uśmiech na twarzy
    > blog z Natasha i Clintem w rolach głównych = wielki uśmiech i zaciesz przez najbliższe dwa dni - kocham cie dziewczyno ♥
    Przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały po 2 razy i jeszcze mi mało.teraz czekam z niecierpliwością na następne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O hej, dziękuję za komentarz!
      Cieszę się, że tu trafiłaś i że ci się spodobało.
      Dwa razy? Rany, nie sądziłam, że to można chociaż za jednym razem przyswoić xD
      Pozdrawiam i jeszcze raz witam ;)

      Usuń

Zostaw jakiś komentarz! Będzie mi miło i nie zapomnę się odwdzięczyć ;)