Hej! Jeden dzień spóźnienia, ale w końcu jestem i oferuję taką regularność, na jaką mnie stać :D
Poproszę o komentarz, ktokolwiek to przeczyta! To by mnie zmotywowało. Znaczy... Jasne, skończę to tak, czy owak, ale byłoby miło.
No, już nie przeszkadzam.
***
W
mgnieniu oka coś poszło nie tak. Skye nie zamierzała ustąpić, więc Clint,
rozważając z uporem swoje szanse, postanowił zadziałać w jedyny sposób, do
jakiego posunąłby się każdy zdesperowany szpieg.
Błyskawicznie wyciągnął pistolet i odbezpieczył go, celując
wprost w pierś swojej partnerki.
Skye spokojnie uniosła ręce w górę, przyglądając się Bartonowi
jak zaklęta swoimi dużymi, brązowymi oczami.
- Spokojnie, Skye. Podaj mi swój gadżet i już cię puszczam
wolno. – Mężczyzna wyciągnął do niej wyczekująco drugą dłoń wierzchem do góry.
Agentka zaciskała mocno usta, powstrzymując najwyraźniej cisnące jej się na
usta słowa, których nie miała ochoty wypowiadać.
- Myślałam, że mieliśmy do agentki Romanoff dotrzeć razem.
Przecież się dogadamy.
Mimo że reakcja Bartona była dosyć przesadzona, to nie
wahał się, tylko mierzył towarzyszkę spokojnym spojrzeniem. W kilku słowach
mógł wytłumaczyć, co mu chodziło po głowie. Chodziło o coś więcej niż o Skye.
Chodziło o to, że Phil praktycznie wymusił jej udział w tej misji. Kiedy
Bartona przydzielano w starym SHIELD do dziwnych agentów operacyjnych, którzy
nie znali się na operacji i w widoczny sposób zachowywali się może i nie buntowniczo,
ale z pewnością trochę podejrzanie, zwykle
chodziło o sprawę ukrytą pod oczywistym celem operacji. O zadanie na tyle
tajne, że nawet nieodnotowane w akcie. Takie misje zwykle toczyły się pozornie
we właściwym kierunku, ale kto wiedział, o co faktycznie toczyła się w nich
gra.
Cel tej misji dla Clinta był prosty jak instrukcja obsługi
cepa: znaleźć Natashę, wywieźć ją w bezpieczne miejsce z dodatkową opcją narobienia
tak wielu szkód w szeregach wroga, jak tylko się da. Jak przedstawiało się zadanie
Skye? Miała coś przewieźć? Przekazać informację? Dokonać obserwacji? Możliwe, że
coś z tego było jej priorytetem. (Nie,
nie. Aniołek miał stanąć i to zrobił…)
- Nie będę prosił drugi raz, Skye – ostrzegł.
Dziewczyna podała niechętnie trzymany w prawej dłoni
przedmiot, robiąc delikatny krok w stronę lufy broni. Clint, mając go w dłoni,
przyjrzał mu się uważnie przez kilka sekund. Ekran był zupełnie czarny i mimo
naciśnięcia kilku losowych przycisków z boku obudowy nadal taki pozostawał.
W tym momencie poczuł jednak, jak Skye jednym ruchem dłoni
odsuwa pistolet w dół, by usunąć się z linii strzału, po czym szybkim uderzeniem
łokcia w szyję, pozbawia Clinta tchu. Mężczyzna zatoczył się, a pistolet
wysunął się z jego dłoni, gdy musiał jej użyć do rozmasowania zaatakowanej
tchawicy. Zipał, łapczywie pochłaniając powietrze, a przy tym patrzył wilkiem
na ustawioną w idealnej pozycji do strzału agentkę.
Impas – tylko to jedno słowo idealnie odpowiadało sytuacji,
w jakiej się znaleźli. O ile Skye rzeczywiście nie miała wykonać jakiegoś niezwykle
tajnego, wydanego przez Hydrę zadania, to nie miała powodu, aby go zastrzelić. Choć,
gdyby wziąć pod uwagę, że w sposób jawny i niepozostawiający żadnych
wątpliwości groził jej bronią, to miała podstawę, by mu nie ufać… Zresztą, kto
miał pewność, co tej dziewczynie siedziało w głowie?
Jak wyjść z takiego położenia, inaczej niż po prostu
wyłożyć karty na stół?
(Co zamierzasz teraz
zrobić?) Clint przypatrywał się jej ostrożnie.
Odkaszlnął na próbę.
- Sytuacja jest dość jasna, czy mam jeszcze prawo do
wyjaśnień? – spytał. Jego głos brzmiał odrobinę, jakby gardło przetarł tarką do
warzyw.
Skye znowu zaciskała usta, chociaż teraz wyglądała na
zdecydowaną na każdy krok. Jej oczy widać było zza prostej, uniesionej lufy.
- Nie chciałabym cię zranić, agencie Barton, bo przyszliśmy
tu w konkretnym celu, misja powinna być ukończona, a cel osiągnięty. Wiem, że
będziemy sobie z pewnością potrzebni.
Barton, ignorując wymierzony w niego pistolet, choć nie spuszczając
z oczu dłonie agentki, pochylił się.
- Po co się jeszcze kryjesz, młoda? Przecież wiem,
że jesteś tu wyłącznie jako kontakt Coulsona – próbował przemówić do jej
rozsądku, aby przestała kombinować i dostosowała się do narzuconej jej
współpracy. Bez ogródek rzucał oskarżenie. – Już nie musisz grać, cokolwiek
kazał ci dyrektor SHIELD.
Są takie
momenty, gdy dowództwo i jego plany przestają się już dłużej liczyć dla agenta.
Nadchodzi czas, gdy trzeba sobie powiedzieć wprost, kto jest twoim
przyjacielem. Za czyje kłamstwa warto coś z siebie wykrzesać. Wszystko zależy od
człowieka – jeden dorasta szybciej, inny wolniej. Są jeszcze ludzie z Hydry,
którzy po prostu nie wyrastają nigdy z trujących ideałów. Tylko, że gdy na
przykład kręgosłup moralny Natashy może być wygięty i pokręcony, to u nich najczęściej
pozostaje złamany.
Clint ufał
sobie, że da radę na tyle sprowokować młodą, niedoświadczoną agentkę, by
puściła go przodem, tak, by mógł zniknąć z radarów SHIELD i zacząć swoje
śledztwo bez obawy, że ktoś patrzy mu na ręce i analizuje każde jego
posunięcie.
Skye siliła
się na spokój, choć zaskoczenie odbiło się na moment na jej twarzy. Zacisnęła
zęby, próbując zatrzymać Clinta.
- Pierwsza
misja po wywrocie, co? – zagadnął bez śladu gawędziarskiego tonu, jakim zwykle
się posługiwał, gdy była w pobliżu. Zdecydowanie słowa te na nią zadziałały.
Clint nie ustawał w próbach złamania jej oporu. – Nie mają zamiaru cię
sprawdzać i pewnie nie będziesz miała problemów. Phil tylko chce mieć kogoś u
moim boku, żeby się upewnić, że nie zacznę fiksować.
Skye
nerwowo się rozejrzała. Oddychała wolno, chociaż chaotycznie i Clint mógł
zobaczyć napięcie w okolicach jej kości policzkowych, jakby mocno starała się
przebić przez własne szkliwo. Rzucała spojrzeniami na wszystkie strony, ale nie
wyglądała na szaloną. Tylko próbowała właściwie ocenić sytuację i pewnie też
coś rozważała. Zaczynała się gubić. Barton wyobrażał sobie jak kursuje w swoim
mózgu między punktem A, a B; między żelaznymi wytycznymi, treningiem narzuconym
przez May, a nową sytuacją.
W końcu
znowu na siebie spojrzeli. Skye przełknęła ślinę, narzuciła sobie już
spokojniejszy rytm oddechu.
- A ty byś
mnie wypuścił? – zapytała, najzupełniej powierzając jemu ostateczną decyzję.
Barton
jakoś nie mógł przełknąć tego, że nadal był dla niej jakimś tam autorytetem
moralnym (a może raczej autorytetem agenta – coś w stylu doświadczonego kolegi
z pracy). Nie była więc taka głupia. Głupotą byłoby zarzucić jej lekceważącą
postawę wobec obowiązków. Ale sam jakoś nie mógłby sobie wybaczyć, że doradzi
jej coś, przez co utraci jej cenną sympatię. Poczuł się ważny. Nie ważny jak
szycha polityczna. Czuł obezwładniające poczucie odpowiedzialności za kogoś,
jak trener, który schrzanił sprawę. Może i trochę przecenił swoją rolę.
- Nie. –
Podkreślił to oczywiście lekkim ruchem głowy i łagodnym uśmiechem, sugerującym,
że nie miałaby z nim szans, gdyby się uparł.
I wtedy stało
się coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Nie wyczytałby nic z twarzy Skye,
gdyby dała mu jakiś znak, co zamierza zrobić.
Jej decyzja
przerosła jego oczekiwania.
Opuściła dłonie,
zabezpieczyła pistolet i rzuciła go w przepaść. A sama stanęła ze skrzyżowanymi
ramionami. Wyglądała inaczej. Clint dostrzegł tę zmianę. Z małej,
przewidywalnej agentki stała się w pewien sposób po prostu dojrzała. Na pewno nie
miałby odwagi jej podpaść.
Więc mógł
stwierdzić, że szukał swojej partnerki, stawiając krok za krokiem prosto w
otwartą pod jego stopami przepaść, a Skye stała za nim, na szczycie i przypatrywała
mu się z miną zostawionej na lodzie walkirii.
I oddałby
głowę, żeby się dowiedzieć, o czym wtedy myślała.
Jakiś czas później, w trakcie schodzenia z góry w przepaść,
Clint poślizgnął się na nierównym odcinku drogi, a jego plecak zaczepił o
wystającą gałąź lub jakiś ostry kamień, powodując rozerwanie materiału i utratę
paru przedmiotów w odmętach otwierającej się pod jego stopami czeluści, będącej
prawdopodobnie jedną z tych sławnych kopalni diamentów.
Nawet nie kłopotał się tym, by się przespać. Tylko raz, już
po przejściu całej drogi ze wzniesienia na stały grunt przystanął, najadł się i
przejrzał uważnie, co zgubił, kiedy boczna kieszeń się rozdarła. Kilka naboi i
telefon komórkowy. Niedobrze… O ile pierwszej rzeczy nie żałował, o tyle o
drugą pewnie będzie ciężko. (Co za pech,
a już miałem nadzieję, że popiszę sobie z Hunterem!) W ekran urządzenia nawigacyjnego
musiał przydzwonić, kiedy stracił równowagę. Grunt, że zaczęło działać.
Skye miała głowę na karku – nie miał co do tego
wątpliwości. Wiedziała, w którą stronę iść, żeby nawiązać łączność z SHIELD. Miała
jakieś tam zdolności hakerskie, więc nie będzie miała żadnego problemu z
załatwieniem dla siebie powrotu. Byleby była bezpieczna.
Clint odnalazł drogę, która prowadziła do jego celu.
Wstawał już powoli kolejny dzień, gdy zdał sobie sprawę, że korpus wozów nie
tak daleko zrobił postój w okolicy jakiejś mniejszej wsi. W jedynym wolnostojącym
betonowym budynku musieli się wszyscy znajdować. Wozy stały zaparkowane blisko
siebie, bez porządku. Na straży siedziała dwójka mężczyzn.
Motocykl stał oparty o mur budynku. Kusił Clinta
najbardziej. Zastanawiał się, jak ma ominąć strażników, aby lepiej się
zorientować, dokąd dokładnie jedzie ta podejrzana grupa. Jedyną fakt faktem -
głupią, ale obiecującą opcją było zabrać się z nimi i pozostać niezauważonym.
Mogliby przewieźć go aż do tajemniczej bazy, a dopiero na miejscu wykryć. Warto
spróbować, zamiast czekać i myśleć.
Barton prześlizgnął się niezauważenie i zapakował do
bagażnika jednego z dwóch Land Roverów.
Hej. No i przeczytane.
OdpowiedzUsuńNa początku pomyślałam: "What the hel?" czemu Clint ma zamiar zabić Skye? A chwilę potem: co za misję podczas misji przydzielił Coulson Skye i co ten dyrektor kombinuje?
Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Jak Skye mogła zaatakować Bartona?
Ten rozdział jest ... WOW mega zaskoczenie. To było naprawdę mocne - czy Clint przekona młodą agentkę, czy ona na pewno działa na polecenie Coulsona, a może zastrzeli Clinta i go tam zostawi, bo działa dla Hydry? I wtedy opuszcza broń, no nieźle :) I tak po prostu go puściła. Myślę że to pasuje do Skye. Niesubordynacja w ważnej sprawie - tak to zdecydowanie Skye. Mam nadzieję, że dotrze bezpiecznie do S.H.I.E.L.D. i nie będzie miała zbyt dużych kłopotów.
A co do Hawkeye'a - jest skrajnie nieodpowiedzialny: wskakiwać do ciężarówki wroga? Jak go odkryją to po prostu go zabiją, albo najpierw go "przesłuchają" (jeśli wiesz co mam na myśli ;)) a potem zabiją. Ale w sumie misje niemożliwe to cały Barton, a zwłaszcza gdy Tasha jest zagrożona.
Przyczepię się do jednej rzeczy (mało znaczącej) - Clint ma niesamowitą koordynację i poczucie równowagi, raczej by się nie poślizgnął. Wiem - jestem upierdliwa XD
Rozdział świetny - czekam na następny (na Ciebie można liczyć, a ja jak zwykle spóźniam się z rozdziałami :( )
Pozdrawiam i życzę weny :D
A dzięki za komentarz!
UsuńSzczerze to sama scena ze Skye stanowiła dla mnie trochę problem - bardzo chciałam dodać wątek jej mocy, ale akcja fica to jeszcze nie okres, kiedy Skye zdobywa swoje superzdolności, więc musiałam tu trochę zaskoczyć czymś innym. :)
Też myślę, że ta reakcja do niej pasuje - sama staje się w drugim sezonie znacznie twardsza, pokazuje Wardowi jaką jest świetną agentką, jaka jest profesjonalna i w ogóle.
No musiałam jakoś popchnąć akcję do przodu xD wiedziałam, że opcja była ryzykowna, ale czy powiedziałam, że jest rozsądna? :P
Taaa, nie chcę za dużo zdradzać, ale Tasha już naprawdę pojawi się niedługo!
Oj tam, koń ma cztery nogi a się potknie :D
E tam, RELAX, ja poczekam na rozdział u Ciebie choćby i dziesięć lat. ;)
Pozdrawiam i też życzę weny!
Z każdym nowym rozdziałem coraz bardziej nie mogę doczekać się zakończenia ale jednocześnie chciałabym, żeby powiadanie NIGDY się nie skończyło :) Mam jeszcze jakąś taką cichą nadzieję, że znajdą go w tym bagażniku bo znając Clinta (i ciebie) może być zabawnie.
OdpowiedzUsuńKATE
Wielkie dzięki za odzew!
UsuńKażda historia, nawet ta najlepsza ma jakiś swój koniec ;_;
Nie zdradzam nic, czekaj na następny rozdział za tydzień ;)
Pozdrawiam.
Kiedy następną część?
OdpowiedzUsuńMyślę, że już dzisiaj dam radę wstawić :)
Usuń